Telewizje ogłosiły uroczyście o sensacyjnym odkryciu "Gazety Wyborczej": Radio Maryja inwestowało kasę ze zbiórki na ratowanie
Stoczni Gdańskiej w spółki giełdowe. Tygodnik "NIE" te same giełdowe operacje ojca Tadeusza Rydzyka opisał pod koniec roku 2002.
O brzasku dziennikarz śledczy czai się za klasztornym murem.
Wreszcie ojciec Jan Król, kasjer Rydzyjka, wychodzi ukradkiem z klauzury. Niesie reklamówki, w których szeleszczą pieniądze i świadectwa udziałowe przekazane przez nosicielki moherowych beretów. Mnich
pędzi wypasioną limuzyną, dziennikarz za nim. Czy ksiądz wyskoczył do kasyna, a może na partię pokerka? Maybach zakonu żebraczego zatrzymuje się przed biurem maklerskim. A więc ojciec Król będzie się
hazardował na giełdzie. Jeszcze kilka kroków tym tropem i żmudne śledztwo dziennikarskie wieńczy czołówka w "Gazecie Wyborczej".
Tak oto studentki i studenci dziennikarstwa wyobrażają sobie
dziennikarstwo śledcze. W rzeczywistości dziennikarz śledczy przychodzi do redakcji, rozsiada się w skórzanym fotelu, strzela sobie kawę ze śmietanką, jeśli wola, i odpala komputer. Kwadrans lub dwa
(jeśli jest szczególnie pilny) studiuje archiwalne numery innych gazet lub czasopism. Z tego, co przeczytał i zrozumiał (lub nie zrozumiał), w kolejny kwadrans płodzi aferalny artykuł, który ląduje na
pierwszej stronie gazety.
Zakup akcji ESPEBEPE przez związanych z Radiem Maryja i prowincją zakonu redemptorystów ojca Jana Króla (25,43 proc), Aleksandra Rostockiego (9,28 proc.) i Lidię Kochanowicz-
Mańk (5,6 proc.) opisaliśmy w szczegółach w roku 2002. Zarzuciliśmy wówczas redemptorystom i Radiu Maryja, że orżnęli skarb państwa, że sprzeniewierzyli środki pochodzące ze zbiórki społecznej i
spółkowali z podejrzanym towarzystwem. Powiadomiliśmy o tym odpowiednie organy, w tym prokuraturę.
Uznaliśmy, że po raz pierwszy udało się złapać Radio Maryja na oczywistym przestępstwie. Rządząca
wówczas lewica nasz donos kompletnie zignorowała. Tak samo zachowały się organa ścigania. Prokuratura umorzyła śledztwo wobec niestwierdzenia osoby poszkodowanej (sic!).
Mechanizm był następujący:
Dysponujące szmalem Radia Maryja trzy wcześniej wymienione osoby kupowały akcje szczecińskiego holdingu budowlanego ESPEBEPE S.A. Gdy zabrakło środków pochodzących prawdopodobnie ze zbiórki na ratowanie
Stoczni Gdańskiej, sięgnięto po kredyt. Polski Kredyt Bank (PKB) pożyczył na ten cel 4,4 mln zł. Dzięki przejęciu pakietu kontrolnego ludzie Rydzyka obsadzili władze szczecińskiej spółki. Inwestycja
okazała się jednak niewypałem, ESPEBEPE utraciło płynność finansową i najpierw zaczęło dołować na giełdzie (akcje kupione przez radiomaryjnych za 9 zł spadły do 10 gr), by na koniec zbankrutować. Dług
wobec Polskiego Kredyt Banku wykupiła za 1,86 mln zł kolejowa spółka Polkombi, by tego samego dnia odsprzedać wierzytelność Radiu Maryja za równe 2 mln zł.
To wszystko można było przeczytać trzy i pół
roku temu w "NIE" i w zeszłym tygodniu w "Gazecie Wyborczej". Z tą różnicą, że dziennikarze "Wyborczej" opisali sprawę po łebkach, nie dokumentując niczego ("NIE" np. zamieściło kopie
przelewów bankowych z konta Radia Maryja na konto Polkombi i z konta Polkombi na konto PKB) i nie precyzując, w którym miejscu Rydzyjko złamało prawo. I oczywiście nie wspominając ani słowem, że sprawę
znacznie wcześniej opisał tygodnik "NIE".