Mieli ściśnięte gardła i łzy w oczach, gdy patrzyli na śmierć swoich kutrów. Przecinające grubą blachę palniki odbierały
im bezpowrotnie kawałek pięknego, ale jednocześnie trudnego życia. Wiedzieli jednak, że podjęli słuszną decyzję. Mówią, że nie mieli po prostu innego wyjścia.
- Zawód rybaka powoli się dla mnie
kończył. Ryb w sieciach było coraz mniej. Trudno było zarobić na godziwe życie. Stada w Zalewie Szczecińskim są przetrzebione i to odbijało się wyraźnie na naszych kieszeniach. Niejednokrotnie nie
mieliśmy pieniędzy na opłaty związane z funkcjonowaniem naszego rybackiego portu. Im częściej zastanawiałem się nad perspektywami swojego zawodu, tym częściej ogarniało mnie zniechęcenie i brak wiary w
dobre jutro - wyjaśnia swoją decyzję o złomowanie stepnicki rybak Andrzej Połonko.
Podobnie na sprawę patrzyli jego koledzy. Gdy Unia Europejska w trosce o zmniejszającą się ciągle populację ryb
zaproponowała restrukturyzację i modernizację polskiego rybołówstwa i radykalne zmniejszenie ilości jednostek połowowych w zamian za stosunkowo wysokie kwoty, wielu ludzi żyjących z wody sięgnęło po...
kalkulatory.
Wygrana w totolotka
Żadnych wątpliwości, że warto na taką propozycję przystać nie mieli najstarsi rybacy w wielu tuż przed emeryturą. Dla nich był to prezent z nieba.
Oznaczało to ponad sto tysięcy do kieszeni plus emeryturę na wyciągnięcie ręki. Trudniejszą decyzję miała grupa pięćdziesięciolatków. Do nawet wcześniejszej emerytury mieli kilka lat Pieniądze za
złomowanie, w przypadku gdy nie znajdą żadnego zajęcia, mogłyby nie starczyć do czasu, gdy w drzwiach pojawi się listonosz z banknotami.
-Jesteśmy twardymi ludźmi, którzy przyzwyczaili się do ciężkiej
pracy. Nie boimy się jej nawet, jeżeli mamy pół wieku na karku. Założyłem, że dam sobie radę, bo mam jeszcze siły i ochotę, by sprawdzić się na innym polu - wyjaśniał mi swoją decyzję o odejściu z zawodu
były prezes spółki " Rybak" w Stepnicy, Piotr Jakutowcz, mający na karku dokładnie pięćdziesiąt wiosen.
Na złomowanie zdecydowali się jednak także młodsi o kilka i kilkanaście lat rybacy. Z ponad
30 rybaków na pozostanie w zawodzie zdecydowało się tylko 12. Port, który zawsze w trakcie sezonu połowowego tętnił życiem, dziś jest pustawy i smutny.
Radzą sobie
Ktoś kupił sobie nowy
samochód, ktoś inny trochę "pobalował", ale nikt bezmyślnie nie roztrwonił pieniędzy. Ba, można powiedzieć, że przynajmniej część byłych rybaków mądrze je ulokowała w większych czy mniejszych
interesach. Jeden z rybaków założył małą firmę transportową, inny uruchomił myjnię samochodową, jeszcze inny zatrudnił się jako kierowca zawodowy. Kilku wyjechało zarabiać za granicę. Były prezes spółki
Piotr Jakutowcz uruchomił sklep z warzywami, a wspomniany na wstępie Andrzej Połonko przez niecały rok pracował jako... ochroniarz w stepnickim tartaku.
- Może nawet nie musiałbym tego robić, ale nie
umiałbym siedzieć bezczynnie w domu. Przyzwyczaiłem się do aktywności i do pracy. Gdy zrobiłem sobie trochę wolnego, to czułem, że się duszę bez konkretnego zajęcia - mówi.
* * *
Mimo odejścia z
zawodu ciągnie ich do portu. Odwiedzają kolegów, którzy zostali, czasami wsiądą do łódki, by powąchać i "posmakować" wody. Życie na lądzie jest ciekawe, ale dla prawdziwych rybaków, którzy
przepracowali na wodzie całe życie, całkowitego rozstania z nią nigdy nie będzie...