Sklep    |  Mapa Serwisu    |  Kontakt   
 
Baza Firm
Morskich
3698 adresów
 
Zaloguj się
 
 
Szybkie wyszukiwanie
Szukanie zaawansowane
Strona głównaStrona główna
Wszystkie artykułyWszystkie artykuły
<strong>Subskrybuj Newsletter</strong>Subskrybuj Newsletter
 

  Informacje morskie. Wydarzenia. Przetargi
Wydrukuj artykuł

Polacy uratowali Norwega

Kurier Szczeciński, 2006-03-10

Sporo zamieszania wywołał niedawno statek, który nosi nazwę Krainy Tysiąca Jezior. Jego załoga popisała się brawurową akcją, która nabrała medialnego rozgłosu w Norwegii. Przy okazji było zamieszanie, o który statek chodzi. "Norweskie media chwalą za odwagę i profesjonalizm marynarzy statku m/s Mazury, którzy uratowali norweskiego żeglarza Staale Jordana" - doniosła Polska Agencja Prasowa. Podczas rejsu dookoła świata jacht Norwega zaczął tonąć koło przylądka Horn. - Dziękuję Polakom za uratowanie życia. To są prawdziwi bohaterowie, bo zdecydowali się na akcję w ekstremalnych warunkach - powiedział Jordan norweskim mediom na lotnisku w Oslo. - Kiedy po uszkodzeniu steru mój jacht zaczął dryfować w sztormie o sile wiatru 35 metrów na sekundę i falach o wysokości 15 metrów, zacząłem żegnać się z życiem. Chilijskie jednostki ratownicze odmówiły pomocy ze względu na warunki i wtedy pojawił się ogromny statek m/s Mazury - opowiedział Jordan gazecie "Faedrelandsvennen", która opisywała cyklicznie rejs żeglarza. Jordan rozpoczął wyprawę w kwietniu ubiegłego roku. Jego jacht "Rozinante" uległ uszkodzeniu 15 lutego w okolicach przylądka Horn. - Polski statek był ogromny - o długości 170 metrów i wysokości 70, podczas gdy mój jacht ma zaledwie 10 metrów długości. Połączyliśmy się liną, do której się przywiązałem. Kiedy mój jacht i polski statek znajdowały się na szczytach 15-metrowych fal, zeskoczyłem z pokładu, a Polacy ciągnęli z całej siły. W chwilę później mój jacht roztrzaskał się o burtę statku na drobne kawałki - przytacza wypowiedź żeglarza PAP za norweskimi gazetami. "W poprzedni czwartek Jordan przybył do Oslo, a następnego dnia tamtejsze media opisały akcję ratowniczą jako "niezwykle brawurową i profesjonalną". Kierownik norweskiej centrali ratowniczej w Stavanger, Eirik Walle, który przez cały czas miał kontakt z żeglarzem i polskim statkiem, opisał akcję ratunkową jako "manewr wzięty z filmów z Jamesem Bondem". - Tylko Polacy zdecydowali się na tę akcję w tak ekstremalnych warunkach - podkreślił. - Zawdzięczam im życie i bardzo dziękuję. To wspaniali ludzie. Tę odważną decyzję podjął kapitan Adam Rybarczyk. Po skoku nazwali mnie kapitan Lwie Serce, lecz to im się należy uznanie za odwagę. Akcja zostanie opisana w książce i przedstawiona w filmie, który zamierzam nakręcić - dopowiedział Jordan. Gdy zadzwoniliśmy do Polskiej Żeglugi Morskiej, aby dowiedzieć się szczegółów na temat brawurowej akcji, dyrektor szczecińskiego przedsiębiorstwa był zaskoczony: - Nic mi nie wiadomo, że nasz statek uratował norweskiego żeglarza - powiedział Paweł Szynkaruk. - Sprawdzę jednak tę informację. Prawdopodobnie rozdzwoniły się satelitarne telefony, ale w efekcie okazało się, że 15 lutego "Mazury" stały w... Casablance lub były w jej pobliżu. Ale w Internecie relacja Norwega "błyszczała" jak złoty medal olimpijski, a nawet mocniej: "Po tej informacji czuję się bardziej dumny, niż z całej góry medali olimpijskich" - napisał jakiś internauta na forum. "Gratulacje dla kapitana i załogi. Jestem matką chrzestną m/s Mazury, a zarazem żeglarzem" - stwierdziła matka chrzestna peżetemowskiego frachtowca. "Byłem górnikiem, a teraz jestem emerytem. I nikt, kto nie miał tysiąca metrów skały nad sobą albo tysięcy metrów wody pod sobą, nie zrozumie, co przeżywał ten żeglarz ani ci co go ratowali" - napisał ktoś ze Śląska. Zaciekła dyskusja o wyczynie rodaków, sprowokowała nas do sprawdzenia co też napisała norweska gazeta. Lektura "Faedrelandsvennen" okazała się jednak porażką, bo język norweski wcale nie przypomina angielskiego. Z ostatnich relacji z rejsu Jordana oko przykuło słowo "Masuren". To nazwa statku, który pośpieszył Norwegowi z odsieczą i niemiecka nazwa Mazur. W wirtualnej sieci trafiamy na kompanię żeglugową F.H Bertling Reederei GmbH z Hamburga, która posiada frachtowiec "Masuren". Internetowe "śledztwo" za pomocą hasła w wyszukiwarce doprowadza z kolei do pewnej gdyńskiej firmy zatrudniającej marynarzy na zagraniczne statki. - Tak, zgadza się, akcję ratunkową przeprowadziła polska załoga statku "Masuren". Pośredniczyliśmy w jej zatrudnieniu - potwierdza Monika Roszak, operator załogowy firmy Krzysztof Grono Agency. - Ten statek to semigeneral cargo - dodaje fachowo. Inaczej mówiąc "Masuren" może zabrać kontenery, drobnicę luzem i ładunki masowe. - Jednostka płynęła na swej zwykłej trasie z USA do chilijskiego portu San Antonio i często mija przylądek Horn. Armator, z którym współpracujemy, posiada 12 siostrzanych statków, na których zatrudnia samych Polaków. Na "Masuren" jest ich 22.
 
(kl)
Kurier Szczeciński
 
Strona Główna | O Nas | Publikacje LINK'a | Prasa Fachowa | Archiwum LINK | Galeria
Polskie Porty | Żegluga Morska | Przemysł okrętowy | Żegluga Śródlądowa | Baza Firm Morskich | Sklep | Mapa Serwisu | Kontakt
© LINK S.J. 1993 - 2024 info@maritime.com.pl