O tym, jak dokuczliwa jest martwa fala, dobrze wiedzą marynarze czekający
na redzie na wejście statku do portu i żeglarze, gdy przy braku wiatru jacht kołysze się na wszystkie strony jak korek. Te kołysania i przechyły występują w najmniej oczekiwanych momentach i mogą zwalić z
nóg najdzielniejszego członka załogi. Mamy na myśli zwalenie z nóg dosłowne oraz na skutek nasilonych objawów choroby morskiej. Na kołysanie we wszystkie strony mogą się nałożyć i spotęgować, niestety, i
inne przyczyny, o których za chwilę. W każdym razie martwa fala to pozostałość silnego sztormowego wiatru, który już ucichł albo wieje gdzieś dalej od nas, a rozhukane morze daje jeszcze w ten sposób o
sobie znać.
Martwa fala, ale nie tylko, była przyczyną poważnego wypadku IV mechanika na "Ziemi Tarnowskiej" (blisko 17 tys. BRT) kotwiczącej na redzie afrykańskiego portu Casablanca. Sprawę tę
rozpatrywała Izba Morska w Szczecinie pod przewodnictwem sędziego Edmunda Skrzypczaka.
Rzecz miała się następująco. Ok. godz. 20 IV mechanik poszedł do kabiny elektryka, aby uzgodnić z nim zakres prac
przy demontażu sprężarki chłodni prowiantowej. Panowie załatwili to, co ich interesowało, pili herbatę i IV mechanik przed godz. 21 opuścił kabinę elektryka, która znajdowała się na pokładzie "C". W
tym czasie na morzu dobrze wiało, ok. 5 st. w skali Beauforta - i taki sam był stan morza. Dodatkowo martwa fala powodowała 27-stopniowe przechyły statku. Tu musimy wtrącić, że było gorąco, a IV mechanik
był ubrany w koszulkę, krótkie spodenki, a na nogach miał kąpielowe klapki.
Elektryk nie zamknął drzwi do swojej kabiny i zaraz po wyjściu IV mechanika usłyszał z korytarza okropny łoskot. Wybiegł z
kabiny w stronę schodów prowadzących na pokład "B". Na dole leżał IV mechanik. Wszystko wskazywało na to, że spadł ze schodów i był nieprzytomny. Wokół jego głowy na podłodze powiększała się plama
krwi. Elektryk zbadał puls, przesunął nieco poszkodowanego i pobiegł do II oficera, aby zawiadomić o wypadku. O wypadku zawiadomił także kapitana statku.
II oficer, nachylając się nad poszkodowanym
i udzielając mu pierwszej pomocy, wyczuł od niego woń alkoholu. Także kapitan po przybyciu na miejsce wyczuł od ofiary wypadku woń alkoholu przypominającą czystą wódkę. Tymczasem nadal nieprzytomny IV
mechanik krwawił i miał na głowie ranę biegnącą od środka czoła do czubka głowy i w kierunku prawego ucha. Ofiara wkrótce odzyskała przytomność, ale była w szoku. Mechanik nie pamiętał wydarzeń i mocno
bolała go głowa. II oficer podał mu domięśniowo zastrzyk ze środkiem uśmierzającym ból i wkrótce ofiara wypadku poczuła się na tyle dobrze, że chciała wrócić do kabiny. Nie zgodzili się na to II oficer
oraz pozostający w miejscu wypadku III oficer i elektryk, który teraz także poczuł od poszkodowanego woń alkoholu.
Kapitan z kolei zarządził alarm. Starszy mechanik poszedł do maszynowni, by
uruchomić silnik. Przechodząc obok poszkodowanego, który cały czas pozostawał w miejscu wypadku pod nadzorem kolegów, także poczuł silną woń alkoholu. W tym czasie kapitan przez radio powiadomił o wypadku
władze portowe i powiedział o konieczności przetransportowania rannego marynarza do szpitala.
Silny wiatr i fala przeszkodziły w dojściu do statku motorówki i kapitan portu zezwolił na wejście statku
do portu, aby umożliwić przekazanie poszkodowanego do szpitala. O godz. 21.50 wybrano kotwicę i po przybyciu pilota oraz holowników "Ziemia Tarnowska" skierowała się do portu. W porcie ok. godz. 23.20
na pokład przybył lekarz i zbadał poszkodowanego. Podjęto decyzję przetransportowania rannego marynarza do szpitala. Na statku dokonano oględzin miejsca wypadku. Nie stwierdzono, aby na korytarzu i
schodach były jakieś zanieczyszczenia lub coś, co mogło się przyczynić do upadku marynarza. Schody były w dobrym stanie technicznym, suche i dobrze oświetlone. Po północy i po przekazaniu rannego
marynarza do szpitala statek ponownie wyszedł na redę portu w Casablance.
W szpitalu zbadano IV mechanika, ale poza rozległą raną głowy i otarciami nie stwierdzono na szczęście innych obrażeń.
Leczenie trwało 5 dni i polegało na zszyciu rany i początkowo podaniu kroplówki. Rozpoznanie lekarskie mówiło o 15-centymetrowym rozcięciu skóry na głowie. Nie stwierdzono innych urazów. Po zakończeniu
leczenia w szpitalu marynarz wrócił na pokład m/s "Ziemia Tarnowska". W drodze powrotnej statku do kraju podczas rozmów z kapitanem oraz innymi członkami załogi poszkodowany zaprzeczył, jakoby w dniu
wypadku pił alkohol. Po przybyciu do Polski IV mechanik zszedł ze statku i kontynuował leczenie. Jego niezdolność do pracy trwała 29 dni.
Izba Morska w Szczecinie, szczegółowo rozpatrując tę
sprawę, wzięła pod uwagę protokół trzeźwości, który sporządzono na statku po wypadku. Świadkowie jednoznacznie stwierdzili, że od poszkodowanego czuć było alkohol. Nie dano wiec wiary poszkodowanemu, że
tego feralnego dnia był trzeźwy i zwyczajnie potknął się o listwę schodów, bo był zamyślony. Stwierdzono także, że podczas dużych przechyłów statku należy się poruszać z zachowaniem ostrożności.
Podchodząc do schodów biegnących w dół, IV mechanik powinien złapać się poręczy nawet po obu stronach schodów. Poszkodowany miał na nogach gumowe klapki kąpielowe, co dodatkowo przy poruszaniu się po
statku podczas przechyłów jest niebezpieczne. Mechanik wiedział, że obowiązuje zakaz poruszania się po statku poza kabinami mieszkalnymi w obuwiu bez pięt.
IV mechanik naruszył więc regulamin
pracy, który zakazuje spożywania na statkach alkoholu powyżej 4,5 proc, oraz zasady bezpieczeństwa i higieny pracy dotyczące bezpieczeństwa życia na morzu. Sam zawinił wypadek, pozostając pod wpływem
alkoholu, poruszając się po statku bez zachowania należytej uwagi i korzystając z niewłaściwego obuwia.
Biorąc to pod uwagę, IV mechanika pozbawiono prawa zajmowania dotychczasowego stanowiska przez 6
miesięcy. Okolicznościami łagodzącymi były doznane obrażenia, jak i dotychczasowa bezwypadkowa praca.