BAŁAGAN i brak wizji rozwoju sektora żeglugi śródlądowej w Polsce oraz szlaków wodnych wylania się z piątkowej III
Narady Przednawigacyjnej pt. "Polska Żegluga Śródlądowa 2006", która odbyła się W szczecińskim Novotelu.
- 10 LUTEGO mieliśmy ruszyć taborem na szlaki, bo Niemcy otwierają podnośnię barek w
Niederfinow, ale zima skorygowała nasze plany i nie wypłyniemy w tym terminie - powiedział nam armator Zbigniew Deniusz, prezes Związku Polskich Armatorów Śródlądowych. - Skoro jednak naradę
przygotowywaliśmy wcześniej, chcemy wiedzieć co nas czeka w tym roku, czy wejdą nowe przepisy, czy urzędnicy czymś nas zaskoczą, a gdzie indziej "poluzują". A może zorganizują lepszą wodę. Bo w tej
chwili nie ma w Polsce po czym pływać.
Deniusz przypomniał, że armatorzy uciekają z przewozami na szlaki unijne. - My jako firma też tam uciekamy. Ja na przykład skierowałem nasze barki aż do Francji.
Armator przyznał, że w Polsce brakuje również do pracy ludzi. Dlatego na spotkanie w Szczecinie zaproszono z kraju dyrektorów z czterech szkół.
Według Zbigniewa Fabiańczyka, armatora barkowego,
spotkania przednawigacyjne to swoisty parlament tej branży. Nie mylił się, bo na sali obok armatorów zasiedli szefowie największych polskich firm żeglugi śródlądowej - Odratransu i Żeglugi Bydgoskiej.
Obecni też byli naukowcy, finansiści i ubezpieczyciele oraz przedstawicielka resortu transportu.
Fabiańczyk dopraszał się m.in., aby porty u ujścia polskich rzek były otwarte nie tylko na morze, ale i
na szlaki rzeczne. Pod tym względem sytuacja w portach u ujścia Odry jest niemal wzorcowa. - Natomiast katastrofa jest u ujścia Wisły, gdzie dokumenty portowe są niedostosowane do rzeczywistości. Więc ci,
którzy pozostali tam jeszcze i próbują pływać, mają koszmar - stwierdził Fabiańczyk.
Kapitan Witold Łożewski poinformował o moście, który okazał się katastrofalny dla żeglugi do Elbląga, w którym za
pieniądze unijne wybudowano port. Przęsła wybudowano w poprzek rzeki.
- Przekonywaliśmy urzędników i inwestorów o konieczności korekty inwestycji, bo przepłynąć pod mostem 50-mdtrową barką nie można.
Spierano się z nami, twierdząc, że się nie znamy.
W grudniu Łożewski przepłynął barką, ale z pomocą dwóch holowników. Zostały uszkodzenia. Do tego most jest bardzo niski, więc trzeba było obciąć
kominy. Ustalono, że mostu nie da się rozebrać i trzeba będzie wykupić grunty i wykopać na nich zakola, aby barki mogły wpływać.