W marcu 2000 r. dostaliśmy od Amerykanów dar w postaci fregaty, którą wkrótce ochrzczono "Gen. K. Pułaski". Media
trąbiły o pięknym geście. Dowództwo Marynarki Wojennej zapewniało, że przyjęcie go nie pociągnie za sobą dla Polski żadnych kosztów.
Drogi sojusz
Żeby mógł funkcjonować tylko jeden z
działów pionu uzbrojenia, "Pułaskiego" (patrz ramka), pomiędzy listopadem 2003 r. a czerwcem 2005 r. zamówiliśmy części warte ponad 6 mln dolców.
Działy są dwa, a okręt pod polską banderą chodzi -
tako się rzekło - od marca 2000 r. Te 6 mln śmiało można więc podwoić. To daje 12 mln dolarów - tyle lekko licząc zapłaciliśmy od momentu otrzymania fregaty do czerwca 2005 r.
A ile trzeba było wydać,
by mógł pływać i walczyć cały "Pułaski"? Części do pozostałych trzech pionów okrętu nie są tak kosztowne. Bez ryzyka popełnienia wielkiego błędu można założyć, że 12 mln należy podwoić.
Z tych
niezwykle ostrożnych szacunków wynika, że za wszystkie części sprowadzone z USA mogliśmy zabulić ponad 24 mln dolarów.
Dar ze złomowiska
Okręt został w grudniu 1999 r. wycofany ze służby
w US Navy po 20 latach intensywnej eksploatacji. Okręt w tym wieku odstawia się do lamusa albo robi mu się tzw. midlife conversion, czyli modernizację "w środku życia". Wujaszek Sam okręt nadający się
na żyletki albo do kapitalnego remontu wspaniałomyślnie podarował Polakom. Taki sam trik zastosował w przypadku ORP Kościuszko, który trafił do nas dwa lata później.
- Przed wysianiem do Polski
obu okrętów jankesi wymontowali wyposażenie MOD5, czyli nowsze. Wstawili MOD0, czyli najstarsze - mówi nasza wiewióra. - No, a takie się sypie. Turcy dostali od Amerykanów takie same fregaty. Tyle że
przed transferem wyremontowali je. Widać tureckiego sojusznika Amerykanie cenią bardziej niż polskiego.
Klamoty made in USA
Kwity, którymi dysponujemy, dotyczą okresu pomiędzy 13
listopada 2003 r. a 27 czerwca 2005 r. Zawierają spis części zamówionych w tym czasie przez jeden z dwóch działów pionu uzbrojenia na "Pułaskim". Dokument nosi nazwę "Części z USA w KPW". Jeden
kwit liczy 768 pozycji. Wynika z niego, że w ciągu roku i 7 miesięcy zamówiono u Wielkiego Brata części o wartości 1 313 170 dolarów i 38 centów. Na drugim kwicie jest 907 pozycji, a łączna wartość tego
zamówienia wynosi 4 855 929 dolarów i 83 centy. Razem: 6 169 100 dolarów i 21 centów!
Obok gówienek jak lampka za 1,44 dolara czy sprężynka za 9,6 dolara są drogie i istotne klamoty.
26 października
2004 r. zgłoszono zapotrzebowanie na układ kontroli systemu obrotowego o wartości 50 821 dolców.
W kwietniu 2005 r. zażyczono sobie, żeby Amerykanie przysłali generator fal elektromagnetycznych. Koszt
- 208 966 dolarów.
W grudniu 2004 r. zamówiliśmy u jankesów za 153 088 zielonych Serwo Drive Assy - część do układu sterowania ruchem.
W czerwcu 2005 r. pion uzbrojenia "Pułaskiego" zapragnął
rozgałęziacza sygnału elektronicznego - 45 452 dolce, a w grudniu 2004 r. - ustrojstwa, które można określić jako "wzmacniacz odchylenia pionowego". Wartość - 90 672 dolary. (Aby uprzedzić atak wilków
morskich, zastrzegamy, że przytoczone nazwy części mogą nie grzeszyć precyzją).
Przed przejęciem okrętów nasi marynarze szkolili się w USA. Rzecz jasna nie za darmo. Koszt: 30 tys. zielonych od
łebka. Łącznie: grube miliony papieru.
ORP Pułaski ponoć jest teraz w niezłym stanie. Względna sprawność to nie tylko efekt sprowadzania za wory szmalu tysięcy części z USA. To również rezultat
kanibalizmu. Polega on na wymontowywaniu co wartościowszych części z ORP Kościuszko. Tylko niekiedy bywają one zwracane. W efekcie wartość bojowa "Kościuszki" jest znacznie mniejsza niż "Pułaskiego
". Niektórzy mówią wprost - to trup na wodzie.
Muzeum na kotwicy
Tymczasem dowództwo Marynarki Wojennej pragnie, by "Kościuszko" wszedł w skład Sił Odpowiedzi NATO ("Pułaski"
jest już w tym elitarnym gronie). Żeby to było możliwe, musi uzyskać certyfikat gotowości. Papier wydaje się jednostkom, które są w stanie wykonać zadania bardziej skomplikowane niż rzucenie kotwicy.
"Kościuszko" podczas zeszłorocznych testów ośmieszył się - niektóre ćwiczenia obserwatorzy musieli skreślić z listy z powodu całkowitej niesprawności sprzętu.
- Ćwiczenia FOST, czyli Flag Officers
Sea Training, odbywały się w okolicach Plymouth - mówi nasz zaprzyjaźniony marynarz. - Sprawdzane było wszystko: czystość, porządek, umiejętności ludzi, działanie sprzętu, jego obsługa... Poszczególne
ćwiczenia nazywane są serialami. Każdy serial ma swój numer i odpowiada konkretnemu zadaniu. Na "Kościuszce" większość seriali przebiegała tak: "Uwaga załoga! Serial numer 3264 odwołany. Okręt
rozpoczyna serial 3265". I tak w kółko. Szczególnie, gdy chodzi o te najważniejsze - związane z użyciem uzbrojenia. Część załogi wzięto z "Pułaskiego", bo tam służą lepiej wyszkoleni ludzie. Anglicy
podstęp wykryli. Ubaw mieli po pachy.
Pisuary zadecydowały, by nasi dzielni żołnierze zostali w Iraku. Wśród argumentów "za" wymienili korzyści militarne, jakie odniosła polska armia po
zacieśnieniu sojuszu z USA. Miejmy nadzieję, że nie mieli na myśli amerykańskich darów w postaci "Kościuszki" i "Pułaskiego". Bo byle majtek wie, że łajby te więcej mają wspólnego ze starożytnym
koniem trojańskim niż z nowoczesną fregatą rakietową.