Koszalin. Na wniosek ministra sprawiedliwości i być może dzięki naszej wcześniejszej publikacji, wszczęto postępowanie
wyjaśniające wobec Anny Majewskiej-Jurys, sędzi Sądu Rejonowego Wydziału Gospodarczego w Koszalinie. Prowadzi je sędzia Renata Rzepecka-Gawrysiak, zastępca rzecznika dyscyplinarnego.
- Na tym etapie
nie mogę nic powiedzieć, bo postępowanie jest niejawne - powiedział nam wczoraj Sławomir Przykucki, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Koszalinie. - Dotyczy ono sprawy kutra i może zakończyć się
umorzeniem albo skierowaniem do sądu dyscyplinarnego, którym jest Sąd Apelacyjny w Szczecinie. Ten dysponuje pięcioma karami: upomnieniem, naganą, usunięciem z zajmowanej funkcji, przeniesieniem na inne
miejsce służbowe i złożeniem przez sędziego urzędu. W razie stwierdzenia przestępstwa, sędzia traci immunitet i wdrożone zostaje postępowanie karne.
Przypomnijmy, czego dotyczy sprawa, która
zainteresowała ministra. Zaczęła się w 1998 r. od kupna kutra przez Marka Marca, rybaka i armatora z Dziwnowa. Zarejestrował on jednostkę w Izbie Morskiej przy Sądzie Okręgowym w Szczecinie, bo każdy
kuter - porównując go do domu - ma własną "księgę hipoteczną", którą stanowi wpis do Rejestru Okrętowego Stałego. Następnie nowy właściciel jednostki zlecił jej remont, m.in. w darłowskim "Kutrze
Stoczni". W tym samym czasie otrzymał od prezesa "Stoczni Gryf" w Łebie propozycję odsprzedaży kutra, ale odmówił, bo nie zadowalała go proponowana cena.
Pod koniec 2001 r. armator dowiedział
się, że jego kutra już nie ma w stoczni. Wyjaśniając co się stało usłyszał, że spółka "Kuter Stocznia" upadła, a DZI-103 został sprzedany jako... część majątku masy upadłości. Najbardziej jednak
zdziwiła M. Marca okoliczność, że jego kuter kupiła "Stocznia Gryf", której wcześniej odmówił sprzedaży i której prezes doskonale wiedział, czyją własnością jest kuter. Mało tego, kupujący zażądał
jeszcze od syndyka, aby ten z kutra zrobił w dokumentach "kadłub", co kupującemu pozwoliło go od razu sprzedać spółce "Ustka Tour", która w tejże stoczni przebudowała "kadłub" na statek
pasażerski Viking III i zarejestrowała w Gdańsku.
Dalej sprawa potoczyła się już dwutorowo. Armator DZI-103 zażądał od syndyka K wydania swojej własności i powiadomił Izbę Morską w Gdańsku, że
Viking III to wcześniejszy nie nieokreślony "kadłub", ale kuter rybacki posiadający numer i zarejestrowany w Szczecinie. Gdańsk sprawdził informację armatora i uwiarygodnił ją ostrzeżeniem, że dla
tego samego statku prowadzony jest w Szczecinie rejestr okrętowy stały ujawniający odmienny stan prawny. Natomiast syndyk upadłej spółki "Kutra Stoczni" na wezwanie właściciela odpowiedział...
wezwaniem do zapłaty postojowego w wysokości ponad 200 tys. zł. Sprawa trafiła do sądów i zakończyła się prawomocnym orzeczeniem Sądu Apelacyjnego w Gdańsku, który oddalił powództwo syndyka. Podobnym
wyrokiem zakończyła się sprawa przegrana przez wspólników "Ustka Tour", którzy chcieli z papierów wymazać ostrzeżenie Izby Morskiej w Gdańsku. Faktów tych - wg M. Marca - nie chciała zrozumieć Anna
Majewska-Jurys, sędzia komisarz upadłej stoczni w Darłowie, która upiera się, że zgodnie z prawem uznano własność armatora za część majątku upadłości.
M. Marzec był już wzywany przed oblicze sędzi
prowadzącej postępowanie sprawdzające. Złożył przed nią stosowne wyjaśnienia i mimo to zamierza swoich praw dochodzić przed sądem pozywając Skarb Państwa. Domagać się będzie 2,5 mln złotych odszkodowania
za utracone mienie i zarobki, lub zwrotu kutra z dokumentami i w stanie pozwalającym na natychmiastowe rozpoczęcie połowów.
Jak się dowiedzieliśmy, sędzia Majewska-Jurys nie ma sobie nic do zarzucenia
w tej sprawie i uważa, że dobrze się stało, iż minister zażądał jej wyjaśnienia, co powinno nastąpić jeszcze w tym kwartale.