Tę mieliznę znają bodaj wszyscy żeglarze i jeśli sami nie mieli tam kłopotów, to przynajmniej słyszeli opowiadania kolegów,
jak tam ugrzęźli. Mowa o mieliźnie na Zalewie Szczecińskim i wyjątkowo wąskim torze wodnym do Wolina.
Jeśli żegluje się większym jachtem balastowym, który w razie utknięcia nie ma możliwości
podniesienia miecza, to trzeba bardzo uważać i trzymać się ściśle wyznaczonego toru wodnego. Jeśli natomiast ktoś pragnąłby popłynąć tam na skróty (no chyba że kajakiem), to z pewnością ugrzęźnie nawet
jachtem o niewielkim zanurzeniu.
Holownik "Kazio" z Energopolu w Świnoujściu pewnego czerwcowego dnia otrzymał zadanie przetransportowania ze Świnoujścia do Wolina sporego pontonu z
umieszczonymi na nim maszynami. Ponton liczył ok. 20 m długości i 10 m szerokości, miał zanurzenie na dziobie 0,9 m i 1,1-1,2 m na rufie i był większy od holownika, liczącego sobie tylko 17 m długości i o
zanurzeniu 1,7 m. Koparka, kontener i pomieszczenie socjalne na pontonie ograniczały widoczność na prawą burtę, gdzie przycumowano ponton. Szyper holownika postawił więc na nim marynarza, którego zadaniem
było prowadzenie obserwacji.
Pogoda tego dnia nie stanowiła przeszkód. Widoczność była bardzo dobra, wiał wiatr o sile 4-6 st. Beauforta z południowego zachodu, a stan zalewu określono na 2 st. Zestaw
płynął z wiatrem i falą i ok. godz. 17 minął w małej odległości pławę "MEW" początkującą tor wodny z pełnego zalewu w kierunku Wolina, a ok. 17.40 lewą burtą pławę "W 4" także w niewielkiej
odległości. Dalej tor wodny ograniczają po obu stronach pary pław. Zestaw holowniczy przepłynął między pławami "11" - "12". W tym miejscu tor wodny zmienia nieco swój kierunek, by przy kolejnych
pławach znów skręcić. Ok. godz. 17.55 załoga usłyszała szorowanie blach kadłuba holownika po piaszczystym dnie i zestaw zatrzymał się na mieliźnie poza torem wodnym na północ od pławy nr 9 i w jej
pobliżu. Zastopowano silnik i przeprowadzono sondowanie wokół holownika. Pomiary wykazały, że głębokość wynosi tylko 1,2 m na dziobie i ok. 1,3 m na rufie, a więc znacznie mniej od zanurzenia jednostki.
Szyper postanowił podjąć próbę samodzielnego zejścia z mielizny. Aby łatwiej było manewrować, odcumowano ponton, pozostawiając go na jednej linie, łączącej z holownikiem i rzucono z pontonu
kotwicę. O godz. 18.30 uruchomiono na holowniku silnik, dano wstecz i wychylając ster raz na lewą burtę, raz na prawą, usiłowano sprowadzić jednostkę z mielizny. Manewry te ponawiano wielokrotnie, ale bez
rezultatu. Ok. godz. 21 temperatura silnika na tyle wzrosła, że trzeba było przerwać próby. Na dodatek lina łącząca z pontonem tak się naprężyła, że holownik zaczęło kłaść na lewą burtę. Szyper polecił
zrzucić hol.
Ponton nie utrzymał się na kotwicy i zdryfował na wschód w okolice Skoszewa, zatrzymując się na mieliźnie w odległości kilkuset metrów od brzegu.
Na holowniku zapalono światło
kotwiczne, gdyż nie było awaryjnych i postanowiono podjęć kolejne próby zejścia z mielizny następnego dnia. O świcie szyper znów próbował zejść z mielizny, ale również bez rezultatu.
Dopiero o
godz. 7 i poprzez szalandę (barka wywożąca urobek podczas pogłębiania dna) szyper holownika powiadomił o wypadku świnoujski Energopol. Nadal nie powiadomiono portowych i ratowniczych służb o wypadku, a w
Energopolu wystawiono zlecenie dla przedsiębiorstwa Odra-Trans na holowanie. Z tego ostatniego przedsiębiorstwa wypłynął pchacz "Bizon", którego szyper powiadomił Kapitanat Portu w Świnoujściu o
faktycznym celu wypłynięcia na zalew po stojący na mieliźnie holownik i ponton.
Pchacz przypłynął na miejsce i najpierw ściągnął z mielizny holownik, który wrócił do Świnoujścia o własnych siłach, a
następnie usiłował dopłynąć do pontonu.
Było jednak zbyt płytko i pchacz nie podpłynął do pontonu. Spuszczono więc łódkę, która zabrała człowieka znajdującego się na pontonie. Powiadomiono także Punkt
Obserwacyjny Police, a także komisariat policji o pozostawionym na mieliźnie pontonie. Udało się go ściągnąć dopiero następnego dnia.
Tymczasem na holowniku "Kazio", który o własnych siłach
wracał do Świnoujścia wystąpiły zakłócenia pracy steru.
Wezwany następnego dnia nurek stwierdził, że śruba holownika jest uszkodzona i tkwi na niej nawinięta stalowa lina. Uszkodzone jest także
urządzenie sterowe i wygięta część stępki. Koszt naprawy uszkodzeń wyniósł blisko 41 tys. zł.
Izba Morska w Szczecinie, rozpatrując tę sprawę pod przewodnictwem sędziego Wojciecha Kuczkowskiego,
odkryła szereg przyczyn niewłaściwego dowodzenia holownikiem przed, ale głównie po wypadku, które szyper usiłował ukryć. W szczególności przyczyną wejścia na mieliznę było zejście zestawu holowniczego z
toru wodnego na skutek niezachowania przez prowadzącego zestaw szypra należytej ostrożności podczas pokonywania trudnego pod względem nawigacyjnym toru.
Szyper nie uwzględnił też warunków
pogodowych, a w szczególności wiatru wiejącego z kierunku WSW (południowo-zachodni), spychającego cały zestaw na północ, w poprzek wąskiego toru wodnego. Szyper nie znał też zaleceń instrukcji
nawigacyjnej zawartej w "Wiadomościach Żeglarskich", a mówiącej o zachowaniu na tym torze wodnym szczególnej ostrożności.
Wypadek zawinił szyper holownika "Kazio" przez rażąco niewłaściwe
postępowanie w trakcie i po wypadku przez m.in. niestaranną obserwację trasy, po której poruszał się zestaw oraz niepowiadomienie Polskiego Ratownictwa Okrętowego, Kapitanatu Portu i armatora, a także
dopuszczenie do niekontrolowanego dryfu uwolnionego z cum pontonu z człowiekiem i maszynami. Na dodatek po wejściu holownika na mieliznę został on niewłaściwie oznakowany. Postanowiono pozbawić szypra
prawa pełnienia funkcji kierownika jednostki pływającej na okres dwóch lat.