Rozmowa z Ryszardem Stoltmannem, prezesem Stoczni Pomerania
Kurier: - Jak radzi sobie firma na rynku?
R. Stoltmann: - Realizujemy restrukturyzację i nadal osiągamy pozytywny wynik finansowy. Za ten rok wyniesie on 1,5 mln zł. Spółka posiada pełną płynność. Kontrakty w realizacji sięgają do marca 2006 r.
Natomiast te, które aktualnie podpisujemy, mają dać pracę do pierwszego półrocza 2008 r. W przygotowaniu są również kontrakty z partnerem zachodnim na produkcję konstrukcji stalowych.
- Czy w końcu
dogadaliście się z zarządem portów w sprawie umowy, która dałaby wam możliwość podpisania układu z wierzycielami?
- Sprawa jest bardzo trudna, bo dotyczy kwoty 12 mln zł z odsetkami. Pomimo trwających
od półtora roku negocjacji nie udało się dojść do porozumienia, choć dwa razy byliśmy już blisko.
- A jeśli nie dojdzie do porozumienia z portem?
- Wtedy stoczni grozi zamiana upadłości z
układem na upadłość likwidacyjną. To jednak nie będzie od razu oznaczać raptownej katastrofy w zatrudnieniu. Przypominam, że firmy, które obecnie działają przy ul. Gdańskiej 36 w Szczecinie, łącznie
zatrudniają prawie 1200 osób. W wypadku upadłości likwidacyjnej działalność w pewnym zakresie będzie tam prowadzona nadal. Dotychczasowe prace będzie też oczywiście prowadziła Stocznia Pomerania. Podda
się jedynie postępowaniu, które wynika z prawa dotyczącego upadłości likwidacyjnej. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę z tego, że w takiej sytuacji oprócz portu większość wierzycieli nie dostanie ani
grosza.
- Jednak w firmie pojawiłby się syndyk masy upadłościowej.
- Według nowego prawa, syndyk ma w pierwszej kolejności obowiązek sprzedania firmy w całości i w ruchu, tak jak ona
funkcjonuje. Oczywiście nie jest to najlepsza sytuacja, bo na pewno byłoby dużo lepiej, gdyby jednak udało się podpisać porozumienie z portem i zawrzeć układ z wierzycielami. Pozwoliłoby to na trwałe
pozostać Pomeranii na szczecińskiej mapie gospodarczej jako firmy, która przejęła tradycje Stoczni Remontowej "Parnica".
- Czy jednak przystępując do rozmów, zarząd "Pomeranii" opracował
jakiś plan spłaty zobowiązania wobec portu?
- Restrukturyzacja była tak pomyślana, aby stocznia mogła generować nadwyżkę finansową, która mogłaby być przeznaczona na spłatę dawnych zobowiązań. Jestem
przekonany, że gdyby można było do końca zrealizować ten proces, udałoby się zaspokoić zarówno port, jak i niezredukowaną część układu z pozostałymi wierzycielami.
- Ale port nie chce czekać. Ile
trwałaby ta spłata?
- Pod koniec lata uzgodniliśmy porozumienie, które przewidywało precyzyjne okresy spłaty. Spłata całego zobowiązania wobec portu zamykała się do pierwszego kwartału 2009 r., czyli w
stosunkowo krótkim okresie. Równolegle byłyby realizowane zobowiązania wynikające z ewentualnego układu. Myślę, że udałoby się go zawrzeć pod koniec pierwszego kwartału 2006 r. Plan oparty był na
projekcjach finansowych z uwzględnieniem zawartych transakcji, kontraktów oraz aktualnej sytuacji firmy. Sprawdzony został przez zewnętrznych audytorów, którzy nie mieli zastrzeżeń. Był bowiem
realistyczny. Zakładaliśmy też, iż w przyszłości dojdzie do porozumienia z portem, a potem układu, że w tak uregulowanej sytuacji prawnej stoczni, po umorzeniu postępowania upadłościowego w wyniku
zawartego układu, znajdą się inwestorzy chętni z nami współpracować, co przyspieszy proces spłat Zresztą rozmowy takie są prowadzone, a potencjalni inwestorzy czekają na rozwój wydarzeń.
- Czy port
upomina się o pieniądze?
- Zarząd portu podjął profesjonalne działania windykacyjne już w połowie 2004 r. Różne formy tych postępowań są jednak dla nas dotkliwe i przeszkadzają w działalności spółki,
aczkolwiek staramy się funkcjonować i na razie nie składamy wniosku o upadłość likwidacyjną. Zresztą cała restrukturyzacja "Pomeranii" została tak pomyślana i skonstruowana, że gdyby nawet doszło do
upadłości z likwidacją - czego nie można było wykluczyć i rok temu - to nadal działałby cały układ kooperacyjny na ul. Gdańskiej.
- Ostatnio został pan zaproszony do Dublina, aby na
międzynarodowej konferencji gospodarczej podzielić się doświadczeniami z restrukturyzacji "Pomeranii". Czy to nie ironia losu?
- Zostaliśmy wybrani spośród kilkudziesięciu podmiotów z krajów, które
niedawno weszły do Unii Europejskiej i które nadesłały swoje doświadczenia z restrukturyzacji. Uczestników najbardziej ciekawiło, jak restrukturyzować firmę, aby zachować maksymalną liczbę miejsc pracy.
Moje doświadczenia spotkały się z dużym zainteresowaniem. Przypomnę, że w "Pomeranii" udało się 5-krotnie zwiększyć zatrudnienie. Było tylko sześć referatów, a udzielenie mi głosu w tym towarzystwie
odebrałem jako swoiste ukoronowanie moich działań w firmie.
- Dziękuję za rozmowę.
--------------------------
Stocznia Pomerania powstała na majątku upadłej w 1999 r. Stoczni Remontowej
"Parnica". Prywatni udziałowcy kupili go za ok. 12,5 mln zł. Na ten cel oraz na rozruch wzięli kredyt bankowy w wysokości 13,5 mln zł. Twierdzą, że nie sądzili, iż sytuacja na rynku - zwłaszcza kurs
dolara - się pogorszy. Kredyt "Pomeranii" poręczył Zarząd Morskich Portów Szczecin i Świnoujście, zabezpieczając się na majątku stoczni. Gdy "Pomerania" nie była w stanie spłacić jednej z rat,
bank zażądał całej należności od poręczyciela. Port z dnia na dzień musiał zapłacić 9,6 mln zł. W efekcie stanowisko stracił ówczesny prezes ZPMSiŚ. Teraz portowcy chcą odzyskać pieniądze.