Zapowiadała się wojna nerwów z Rosją. Oto Gazprom ogłosił, że chce renegocjować ceny gazu dostarczanego do Polski.
Piotr Woźniak, nowy minister gospodarki, stwierdził, że podwyżka taka, obok stale rosnących na świecie cen ropy naftowej i produktów ropopochodnych, źle wróży rynkowi. Znów więc wraca sprawa
dywersyfikacji źródeł zaopatrzenia naszego kraju w nośniki energii.
O ile potencjał przeładunkowy baz paliwowych w Porcie Północnym w Gdańsku, sięgający 26 mln t, umożliwia natychmiastową zmianę
kierunków zaopatrzenia w ropę i paliwa płynne, to w przypadku gazu potencjał ten trzeba dopiero zbudować. Właśnie jeden z takich terminali miałby powstać w Porcie Północnym, inny - na zachodnim wybrzeżu,
w rejonie Świnoujścia.
Projekt nie jest nowy, ponieważ już na początku lat 90. zespół pod kierunkiem prof. Bolesława Mazurkiewicza opracował plany przewidujące stworzenie w Porcie Północnym
terminalu do przeładunku gazu naturalnego LNG. Ze statków, w których jest on przewożony w stanie skroplonym, w temperaturze -161,5°C, gaz trafiałby do przepompowni, skąd, po rozprężeniu, tłoczony
byłby rurociągiem do podziemnych magazynów-kawern (pozostałych po wydobyciu soli), na głębokości 200-300 m, w Mechelinkach. Do tych koncepcji nawiązuje obecny projekt, jaki powstaje w Urzędzie Morskim w
Gdyni. Obiekty miałyby być usytuowane na wodach podległych administracji morskiej i to właśnie urząd odpowiadałby za ich bezpieczeństwo.
Sam terminal, nazwany wstępnie "Portem Północnym 2",
miałby zostać usytuowany po zewnętrznej stronie falochronu, u nasady basenu paliw płynnych nr 1 (patrz: mapka), dokąd - wprost z toru podejściowego - mogłyby zawijać tankowce o pojemności 125-140 tys. m3
gazu, a więc o długości 260-300 m, szerokości - 42 m i zanurzeniu - 12-14 m. Za nim może powstać tzw. basen schronienia dla statków, które - w przypadku awarii czy np. pożaru - musiałyby być odholowane w
bezpieczne miejsce, z dala od innych jednostek czy obiektów lądowych. Takie miejsce stanowiłby ów basen, który łatwo można zamknąć zaporami pływającymi, by nie dopuścić do rozprzestrzenienia się rozlewu,
np. paliwa, w głąb portu i Zatoki Gdańskiej.
Za basenem schronienia powstałby kawałek wydartego morzu nowego lądu, na którym stanęłoby 6 zbiorników i urządzenia do rozprężania gazu przywiezionego
statkami. Po przywróceniu LNG jego naturalnej postaci, byłby on tłoczony podziemnym rurociągiem do kawern w Mechelinkach.
Budowa tego rodzaju obiektów hydrotechnicznych wymaga też innych inwestycji
infrastrukturalnych, mających poprawić i ułatwić dostęp do portu. Chodzi o poszerzenie toru podejściowego i nowej obrotnicy, czy przygotowanie redy i kotwicowiska. A wszystko po to, by umożliwić
bezkolizyjny ruch statków zmierzających do i z powstającego terminalu kontenerowego, planowanego terminalu promowo-pasażerskiego i rudowego oraz obecnych baz: paliwowej i węglowej. Budowa terminalu
gazowego miałaby kosztować 400 mln euro, a czas realizacji inwestycji obliczany jest na 2-3 lata.
Projektanci z Urzędu Morskiego mają jeszcze drugą, dużo tańszą, wersję: zamiast terminalu lądowego,
na Zatoce Puckiej zbudowana zostałaby wyspa, do której cumowałyby tankowce z LNG, a stamtąd, rurociągiem o długości 6,1 km, gaz trafiałby do podziemnych zbiorników w Mechelinkach i dalej, np. do
elektrowni gazowej w Żarnowcu. Taki projekt nie stanowiłby zagrożenia ani dla środowiska morskiego, ani dla pobliskiego Nadmorskiego Parku Krajobrazowego.
Trzeba przyznać, że obydwa projekty są
bardzo interesujące i realne do wykonania przy zastosowaniu wersji PPP, czyli przedsięwzięcia publiczno-prywatnego. Państwo powinno mieć nad terminalem pełną kontrolę, ale dopuściłoby do budowy i
późniejszej eksploatacji także kapitał prywatny. Inwestycja związana byłaby bowiem z bezpieczeństwem energetycznym. Zresztą, wymogi Unii Europejskiej są tu jednoznaczne: z jednym dostawcą możemy wiązać
się tylko na 30% dostaw. A więc i z tego punktu widzenia nasze członkostwo w UE obliguje nas do szukania alternatywnych źródeł zaopatrzenia i stanowisk odbioru.
W Polsce gaz ziemny nie jest
podstawowym źródłem energii, z wyjątkiem niektórych dziedzin przemysłu, jak np. zakładów wielkiej syntezy. Jego import sięga 8 mld m3, co stanowi 2/3 krajowego zapotrzebowania, sięgającego 13 mld m3, z
czego połowę sprowadzamy z Rosji. Resztę kupujemy w Norwegii i Niemczech oraz uzupełniamy własnymi zasobami. Należy jednak przewidywać coraz większe zużycie gazu w przemyśle i w gospodarstwach domowych,
ponieważ jest on ekologicznym nośnikiem energetycznym, wydzielającym najmniej spalin do środowiska. Takie są światowe tendencje, a według analityków, dzięki spadkowi kosztów produkcji i transportu, w
najbliższych kilkunastu latach spodziewany jest bardzo dynamiczny rozwój handlu LNG.
Do 2007 r. światowy potencjał produkcyjny gazu naturalnego zwiększy się do 266 mld m3, z ok. 187 mld m3, dwa
lata temu, a to dzięki budowie na Sachalinie, kosztem 10 mld USD, nowej instalacji do skraplania gazu o mocy 12,6 mld m3. Rosja, posiadająca największe na świecie zasoby gazu ziemnego, wyrośnie wkrótce na
największego eksportera LNG. Obecnie światowa produkcja wynosi ok. 153 mld m3 (dane z 2002 r.), przy czym blisko połowa pochodzi z basenu Pacyfiku, gdzie potentatem jest Indonezja, dająca 21% światowego
eksportu. Drugi ośrodek wydobycia, z 23% udziałem, znajduje się w rejonie Zatoki Perskiej, a trzeci - w basenie Atlantyku, na czele z Algierią. (Kolejny ośrodek, kosztem 7,5 mld USD, budują Norwegowie na
Morzu Północnym, "Namiary" 18/2004 - red.)
Do największych odbiorców gazu, od lat, należą kraje Dalekiego Wschodu, a przede wszystkim Japonia, Nowe terminale do odbioru LNG powstają obecnie w
Chinach, Indiach i Wielkiej Brytanii. Meksyk, Holandia, Nowa Zelandia czy Filipiny, również planują takie inwestycje. Stany Zjednoczone, do 2010 r., przewidują zwiększenie importu do 62,3 mld m3 (
"Namiary" 18/2005), natomiast Unia Europejska w 2015 r. może importować drogą morską ponad 60% zużywanego gazu, a w 2025 r. zapotrzebowanie na LNG we Wspólnocie może się
potroić.