"Nie wierzę w mit, że Unia Europejska chce szybkiego rozwoju przemysłu okrętowego w Polsce, skoro dopuściła do poważnego
ograniczenia, a nawet do upadku tego przemysłu w krajach swoich członków, niepomna tego, że właśnie przemysłowi okrętowemu i żegludze zawdzięczała swoją dominację w świecie przez kilka ostatnich stuleci
" - napisał do uczestników konferencji w Szczecinie prof. Jerzy Doerffer.
To jedna z bardziej ostrych ocen, jakie pojawiły się podczas ubiegłotygodniowego spotkania branży stoczniowej pod hasłem
"Wczoraj, dziś i jutro polskiego przemysłu okrętowego". Profesor to nestor okrętowników.
15 lat pod lupę
Odnosząc się do tytułu konferencji, Doerffer sugeruje, że należałoby dokładnie
przeanalizować ostatnie 15 lat - począwszy od Okrągłego Stołu. Bo to stanowi punkt wyjścia do przyszłości. Profesor przypomina o sukcesach, ale i o gorzkich porażkach, z których nie wyciągnięto
odpowiednich wniosków. Jego zdaniem, "właśnie Stocznia Szczecińska udowodniła", że przy dobrym zarządzaniu stocznie nie muszą być zależne finansowo od państwa. Zaraz jednak zauważa, że konieczne jest
przeprowadzenie analizy błędów na wszystkich szczeblach, "bo scenariusz upadku tych trzech stoczni jest bardzo podobny: najpierw sukcesy, duża kontraktacja, kłopoty z finansowaniem produkcji, załamanie
produkcji, upadłość stoczni i bezrobocie". Nic więc dziwnego, że tezy profesora z Sopotu przypadły do gustu Krzysztofowi Piotrowskiemu, którego zarząd doprowadził do rozkwitu stocznię w Szczecinie, a
potem w wyniku przeinwestowania i problemów finansowych doszło do jej upadku.
Bez ludzi ani rusz
Piotrowski dodałby do dyskusji temat przeciwdziałania ucieczce ludzi z polskich stoczni za
granicę, gdzie płacą lepiej. - Przecież przemysł okrętowy jest przemysłem manualnym, nie da się wszystkiego zmechanizować przy bardzo krótkich seriach statków. W związku z tym najdroższą i najważniejszą
częścią tej struktury są ludzie: dobrzy konstruktorzy, organizatorzy i pracownicy produkcyjni - tłumaczył w przerwie konferencji prezes Porty Holding w upadłości. -i pod tym kątem, jeżeli chcemy utrzymać
sektor, powinniśmy dyskutować.
Kolejnym problemem jest też, zdaniem Piotrowskiego, dylemat, co zrobić z krótkim okresem hossy, który jeszcze pozostał rynkowi produkcji statków: - Przy gigantycznej
hossie, jakiej nie było od 40 lat, nie uzyskaliśmy na dzień dzisiejszy ani złotówki zysku - twierdzi. - Co będzie, gdy mocniej wejdziemy w fazę bessy?
Ma być plus
W tym czasie Andrzej
Stachura, prezes SSN, przypomniał z mównicy o drastycznym pogorszeniu się warunków funkcjonowania sektora, w tym jego spółki. Powody to m.in. niekorzystne kursy walut i droga stal. Od powołania SSN w 2002
roku działalność stała się droższa o 1 mld złotych. - To odpowiednik półtorarocznego budżetu tak dużego miasta jak Szczecin - stwierdził.
Prezes SSN dodał, że powyższe przeszkody, a także wysokie
koszty uzyskania kredytów na budowy statków, sprawiły, że nie udało się uzyskać dodatniego wyniku finansowego firmy już w 2003 r., jak zakładał to plan restrukturyzacji stoczni. Według niego, na plus
stocznia wyjdzie dopiero w tym roku.
Krężel rozważa
Przy pełnej sali Bogusława szczecińskiego zamku menedżerowie z całego stoczniowego wybrzeża słuchali rozważań Arkadiusza Krężela,
prezesa państwowej Agencji Rozwoju Przemysłu, która powołała do życia Korporację Polskie Stocznie. To KPS miała według byłego SLD-owskiego rządu skonsolidować polskie stocznie. Korporacja miała też
zapewnić stoczniom pieniądze na statki. Po ustabilizowaniu sytuacji, stoczniowa grupa miała zostać ponownie sprywatyzowana Wszystko jednak trwało zbyt długo. Ostatecznie kilka tygodni temu nowy premier
oświadczył, że KPS nie będzie konsolidowała stoczni. Każda z firm pójdzie własną drogą, a jak trzeba będzie, to pozostanie na państwowym wsparciu.
Mimo zapowiedzi w programie konferencji nie
pojawił się minister gospodarki Grzegorz Woźniak. A miał się on w pierwszym dniu konferencji odnieść do tez zawartych w referatach. Nic więc dziwnego, że nie znając szczegółowych zamierzeń rządu,
dyskutowano trochę w ciemno.
Co więc dalej z Korporacją Polskie Stocznie i konsolidacją branży? Zdaniem Krężela, decyzje w tej sprawie rząd powinien podjąć w ciągu miesiąca. Na razie prezes ARP
nakreślił dwa możliwe scenariusze dla korporacji - "zwierzyny" lub "myśliwego". Myśliwym KPS będzie wówczas, gdy nastąpi jej rozbudowa kapitałowa. Jednak po wypowiedzi premiera nie zanosi się na
to. Bardziej prawdopodobna jest rola zwierzyny, co wolałby np. Jerzy Lewandowski, prezes Stoczni Gdynia. Uważa on, że polskie spółki są zbyt słabe, aby polować. Natomiast bycie zwierzyną oznaczałoby
wejście do firmy inwestora branżowego. Wokół doków w Gdyni i w Gdańsku "kręcą się" już podmioty zagraniczne.
Krężel nie krył, że on, czyli ARP, czuje się lepiej w roli myśliwego scalającego dany
sektor i tworzącego kolejne alianse i przejęcia. - Nie krytykuję jednak ani jednego, ani drugiego podejścia. Co natomiast chce w tej materii zrobić rząd? Nie wiem, bo nie miałem okazji dyskutować na ten
temat.