Niewielki, 90 m. masowiec Thalassa pływający pod banderą Antyli Holenderskich, wszedł do szczecińskiego portu 4
października br. i zacumował przy nabrzeżu Katowickim. Według dokumentów, przywiózł z Dunkierki 5 tys. t koncentratu cynku. O godz. 3.25 nad ranem załoga zaczęła otwierać ładownie. I wtedy nastąpił
wybuch, a po chwili drugi. Eksplozja uniosła pięciotonową pokrywę ładowni. Trzech członków załogi zostało rannych. Ogień, który wydostał się z uchylonej ładowni, poparzył kapitana (i jednocześnie
właściciela statku) oraz mechanika. Ranny został też marynarz, którego podmuch rzucił na stalowe drzwi. Eksplozja uszkodziła niektóre urządzenia do nawigacji: kompasy, lampy - i prawdopodobnie statek
będzie musiał przejść naprawę w stoczni remontowej.
Zdaniem ratowników z Portowej Służby Ratowniczej, oprócz zadeklarowanego w dokumentach cynku, w ładowniach znalazło się coś jeszcze. Właśnie to
"coś" spowodowało nagromadzenie się gazu, który eksplodował po otwarciu klap. Przyczyną mógł być również gaz, który zgromadził się w ładowni statku.
Kapitan portu w Szczecinie wydał polecenie, aby
firma, która w Dunkierce załadowała towar, przygotowała instrukcję jego przewozu i bezpiecznego rozładunku.
Pobrano także próbki z ładowni, które badane są w centralnym laboratorium kryminalistycznym w
Warszawie. Ich analiza pomóc ma w ustaleniu przyczyn eksplozji.
Portowa Służba Ratownicza cały czas wentylowała ładownie, aby utrzymać stężenie gazu poniżej poziomu wybuchowego. Po kilku dniach,
podniesiono pokrywy i gaz samoczynnie ulatniał się do atmosfery. Sytuacja została na tyle opanowana, że 14 października jednostkę przeholowano na nabrzeże Huty Szczecin, gdzie - pod nadzorem portowych
ratowników - została rozładowana.