W przeszłości Ziemia doświadczała potopów. Nie były to jednak lokalne powodzie, lecz kataklizmy na skalę globalną.
Ostatni miał miejsce 12 tysięcy lat temu, a jego echa znalazły się w podaniach i mitach różnych religii. Znalazły się także w Biblii. Tak zwany potop mezopotamski był ostatnim w dziejach planety, a
wspomnienie o nim pozostało m.in. w opowieści o arce Noego.
Zdaniem Jerzego Wojciecha Piskorza-Nałęckiego, za kataklizmami stoją poślizgi skorupy ziemskiej (litosfery) po płynnej warstwie naszej
planety. Hipotezę wyłożył w książce "Potopy. Tragiczne okresy w dziejach ludzkości". To wyjątkowa pozycja szczecińskiego wydawnictwa "Link", które na co dzień specjalizuje się w przewodnikach dla
branży morskiej. Wyjątkowy jest także autor książki. Piskorz-Nałęcki jest bowiem w grodzie Gryfa postacią znaną. W latach siedemdziesiątych zaprojektował pierwsze statki chemikaliowce, jakie wybudowano w
Szczecinie. Odbiorcami byli Norwegowie, a jednostki te świat zauważył i wyróżnił. Nic więc dziwnego, że znający się na statkach konstruktor zabrał się za wodę, po której one pływają.
"Poślizgów
litosfery i będących ich konsekwencją potopów było wiele w historii naszej planety. Bowiem były one nieodłączną cechą wszystkich okresów zlodowaceń, których zapewne było co najmniej kilka. Efektem
końcowym każdego poślizgu litosfery były zmiany położenia wszystkich kontynentów względem biegunów Ziemi" - czytamy we wprowadzeniu do książki. W efekcie w ciągu krótkiego czasu, od kilku do kilkunastu
dni, zatopieniu ulegały całe połacie kontynentów. Na szczęście nie jednocześnie.
"Z przeprowadzonej analizy wynika, że w końcowym okresie ostatniej epoki lodowcowej takie kataklizmy występowały
co 35-50 tys. lat, a ostatnie występowały w czasach, kiedy na Ziemi żyli już ludzie" - czytamy w książce. Według autora może to oznaczać, że historia ludzkości jest znacznie dłuższa od podręcznikowej,
gdyż wspomnienia kilku potopów zachowały się w pamięci homo sapiens. I tu Piskorz-Nałęcki obszernie przytacza szereg przykładów podań, mitów zapisanych lub ustnie przekazywanych w różnych kulturach. Co
oczywiste, każdy taki kataklizm pogarszał egzystencję ludzi i zmuszał ich do wędrówek.
W swej opinii, że za globalne katastrofy odpowiedzialne były poślizgi litosfery na płynnej magmie wnętrza
Ziemi, autor oparł się na teorii sformułowanej w połowie XX wieku przez profesora Charlesa H. Hapgooda. Do jednej z książek tego naukowca wprowadzenie napisał sam Albert Einstein, który uznał ideę za
"oryginalną" i "niezwykle prostą". Po prostu: w rejonach polarnych występuje lód rozmieszczony nieregularnie wokół biegunów. Na te niesymetrycznie rozłożone pokłady działa ruch wirowy Ziemi, a to z
kolei wytwarza siłę odśrodkową. Jeżeli osiągnięta zostanie wartość krytyczna, skorupa ziemska ślizga się po planecie i potop gotowy.
Piskorz-Nałęcki rozbiera kataklizm na czynniki pierwsze.
Analizuje, jak potop mógł przebiegać na lądach sąsiadujących z poszczególnymi oceanami, a także Morzu Śródziemnym i Bałtyku. Opisuje ślady ostatniego poślizgu litosfery. Zastanawia się nad wpływem takiego
zjawiska na rozwój kolejnych cywilizacji. Stawia kwestię, czy Hiperborea to legendarna Atlantyda. W ostatnim rozdziale pada dramatyczne pytanie: co dalej?
"Potopy" wciągają, bo napisane są
przystępnym językiem. Konstruktor chemikaliowców z pasją naukowca zaskakuje na plus podjętym tematem i profesjonalizmem w jego przekazaniu czytelnikowi. "To wyjątkowa pozycja na polskim i światowym
rynku wydawniczym" - uważa wydawca.