W szczecińskim Sądzie Okręgowym toczy się proces byłych członków zarządu Stoczni Szczecińskiej Porta Holding SA.
W poniedziałek do akcji wkroczyli sami oskarżeni i zasypali biegłych szczegółowymi pytaniami dotyczącymi ich opinii. A w tym tygodniu mija rok od chwili rozpoczęcia procesu.
Przepytywanie biegłych
rozpoczął wiceprezes Grzegorz Huszcz. Kilka jego bardzo drobiazgowych pytań dotyczyło m.in. sytuacji finansowej i transakcji jednej ze spółek - Porty Eko Cynk. Zdaniem biegłych, mogła zostać przejęta.
- W strategii rozwoju Porty Holding przyjęto istnienie stałej kontroli nad Porta Eko Cynk. Na giełdę miały zostać wprowadzone akcje w takiej ilości, aby nawet ich skupienie w jednym ręku nie dawało
kontroli nad tą spółką - kontrował wiceprezes.
Huszcz zajął się też szczegółową analizą tych fragmentów opinii, w których poznańscy biegli wykorzystali opracowanie szczecińskiego biegłego Stefana
Koronczewskiego. Bo - zdaniem oskarżonych - roi się ono od błędów. Na dowód swoich twierdzeń przytoczyli dwa z nich.
- W opinii pana Koronczewskiego jest ponad 200 błędów. Biegła stwierdziła, że jedna
z osób przygotowujących ich opinię czytała nasze wyjaśnienia złożone w śledztwie. W moich ta kwestia jest wyraźnie odnotowana. Biegli więc musieli to widzieć i o tym wiedzieć - oświadczył były wiceprezes
Ryszard Kwidziński.
- Przedmiotem naszej opinii nie było opisywanie błędów pana Koronczewskiego. Jego opinia nie była dla nas wiodąca. My korzystaliśmy z akt głównych sprawy - ripostowała jedna z
biegłych.
Po prawie czterech godzin pytań i odpowiedzi rozprawa została przerwana.
W tym tygodniu mija rok od rozpoczęcia procesu. Na ławie oskarżonych, zasiada siedmiu byłych członków
zarządu Stoczni Szczecińskiej Porta Holding SA, w tym eks-prezes firmy i jeden z wiceprezesów - były wojewoda szczeciński. Broni ich kilku znanych szczecińskich adwokatów specjalizujących się w sprawach
gospodarczych. W aktach sprawy znajdują się m.in. zeznania ponad 100 świadków. Zdaniem prokuratury, zarząd spółki przekroczył swoje uprawnienia i nie dopełnił obowiązków w latach 1999-2000, czym naraził
holding na szkodę w wysokości ponad 68 mln zł. Prezesi nie przyznają się. Twierdzą, że ich działania były zgodne z prawem, nie przekroczyli swoich uprawnień, nie wyrządzili firmie szkody, a sprawa ma
charakter polityczny. Grozi im od roku do 10 lat więzienia.