Gdynia, choć nie stoi zabytkami, przyciąga jak magnes morskich turystów. Przypływają nowoczesnymi wycieczkowcami,
które nazywane są cruiserami. Turyści wsiadają w autokary i jadą do pobliskiego Gdańska, aby nasycić się architekturą starówki i niderlandzkiego renesansu.
Zawijające statki mają różną wielkość: od
nieco ponad 100 metrów długości do blisko 290 metrów. Przy gdyńskim nabrzeżu pojawiają się bandery Norwegii, Portugalii, Marshalla, Bahama, Bermudów, Hiszpanii, St. Vincent, Włoch, Liberii i Wlk.
Brytanii. Bez względu na barwy na cruiserach są jednak ci sami turyści z bogatych krajów Europy Zachodniej, którzy w sklepach, restauracjach i muzeach zostawiają pieniądze.
Największą i jedną z
najczęściej wchodzących do Gdyni jednostek jest widoczny na zdjęciu wycieczkowiec "Star Princess". W zależności od zapotrzebowania statek pływa w rejonie Karaibów, Morza Śródziemnego lub tak jak
obecnie - po Morzu Bałtyckim. W tym przypadku podróż rozpoczyna w Kopenhadze. Potem odwiedza Nynashamn (zwiedzanie Stockholmu), Helsinki, Sankt Petersburg, Tallin, Gdynię, Warnemunde i powraca do
Kopenhagi.
W czasie takiej tury wokół Bałtyku na pokładzie może wypoczywać i bawić się do 2600 pasażerów, którzy mają do dyspozycji 1300 kabin. Za te z balkonami trzeba dodatkowo płacić. Załoga to 1200
osób.
"Star Princess" zbudowano w słynnej włoskiej stoczni Fincantieri. Kosztowała 450 mln USD. Nic dziwnego, bo na pokładzie są restauracje, bary, dyskoteki, baseny, sale koncertowe i kinowe,
fitness itp.
Szczecin raczej nie ma szans na takie wizyty. Podstawowym mankamentem miasta jest zbytnie oddalenie od Bałtyku. Wycieczkowiec na dopłynięcie musiałby stracić kilka godzin w każdą
stronę, a to przy napiętym planie zwiedzania bardziej interesujących miast jest dla armatora nieopłacalne.