Rybacy mają dosyć dotychczasowego traktowania ich branży przez urzędników. Domagają się osobnego ministerstwa oraz
powołania jednego urzędu rybołówstwa.
Stowarzyszenie Amatorów Rybackich z Kołobrzegu (SAR) skierowało apel w tej sprawie, ale już do przyszłego rządu i parlamentarzystów. Domaga się w nim radykalnych
zmian w polityce rybackiej państwa i zarządzaniu tą branżą.
- To nie żądania, lecz propozycje dla nowej ekipy rządzącej - mówi Marek Gzel, sekretarz SAR. -Chcemy powołania ministerstwa rybołówstwa i
gospodarki morskiej. To pokłosie zmian w Komisji Europejskiej, gdzie w miejsce człowieka, który zarządzał rolnictwem i rybołówstwem jest obecnie komisarz ds. rybołówstwa i gospodarki morskiej.
Jego
zdaniem ułatwi to porozumiewanie się polskiego rządu ze strukturami unijnymi oraz pomoże stworzyć politykę morską państwa.
Rybacy mają też zastrzeżenia do funkcjonowania Okręgowych Inspektoratów
Rybołówstwa.
- Obecnie mamy trzy takie inspektoraty - w Gdyni, Słupsku i Szczecinie. My w ich miejsce proponujemy jeden urząd rybołówstwa morskiego. Pomogłoby to również oddzielić bieżące nadzorowanie
branży od „wielkiej” polityki - uważa Gzel.
Taka placówka mogłaby mieć siedzibę w Kołobrzegu, Darłowie lub Ustce.
Sekretarz SAR podkreśla, że obecny podział obszarów połowowych
na Bałtyku między trzy polskie inspektoraty powoduje, że szyper kutra, który przepływa z jednego rejonu podległości pod inny, musi stosować się do różnych zarządzeń.
- Proponujemy przyszłemu
rządowi, aby oparł się na rozwiązaniach skandynawskich, np. norweskich - mówi Gzel. - Norwegia posiadając 4,5 tys. km linii brzegowej i poławiając ponad 4 mln ton ryb, ma tylko jeden urząd, który
nadzoruje realizację tamtejszej polityki rybackiej.
Obecny minister rolnictwa Józef Pilarczyk powiedział w rozmowie z korespondentem PAP, że nie zna treści apelu SAR. Zapewnił jednak, że w ciągu 10 dni
spotka się z organizacjami rybackimi, aby zapoznać się z tymi postulatami i przedyskutować je. Oceniając adresatów dokumentu wskazał jednak, że - jego zdaniem - apel powstał w związku ze zbliżającą się
kampanią wyborczą.
- My nie chcemy obciążać ministra wydawaniem licencji czy zezwoleń połowowych oraz rozporządzeń wykonawczych. Chcemy tylko, aby rybołówstwo nie było czułe na bieżące zmiany
polityczne - ripostuje M. Gzel.