Eugeniusz Andrzej Daszkowski, to przede wszystkim kapitan żeglugi wielkiej, dowódca m.in. takich statków PŻM, jak
"Kopalnia Zabrze", "Orla", "Narwik", "Kutno II", "Chrzanów". W latach 70. był rektorem szczecińskiej Wyższej Szkoły Morskiej, wiele lat pływał także na statkach armatorów
zagranicznych.
Pochodzi z leżącego nad Bugiem Wyszkowa. W czasie II wojny był w Szarych Szeregach. Po wojnie trafił do legendarnego Państwowego Centrum Wychowania Morskiego w Łebie, a po jego
ukończeniu - do Szczecina, do Państwowej Szkoły Morskiej. Perypetie tamtych lat opisał w książkach wspomnieniowych.
Ale Daszkowski to również pisarz marynista. Debiutował w 1958 r. (w "Głosie
Szczecińskim"), a debiutancka książka "Wachta" ukazała się w 1972 r., kiedy o marynistyce mówiło się w Polsce bardzo dużo. Był to czas wielkiej popularności m.in. takich pisarzy jak Karol Olgierd
Borchardt, czas świetnej serii podróżniczej "Dookoła Świata" (Czytelnik), książek Arkadego Fiedlera i Alfreda Szklarskiego oraz rozchwytywanych periodyków, jak "Poznaj Świat" i "Kontynenty".
Był to również czas rejsów "Śmiałego", "Daru Pomorza", "Pogorii" i pierwszej polskiej edycji dzieł zebranych Józefa Conrada Korzeniowskiego.
Ekspansywne było szczecińskie środowisko pisarzy
marynistów, kształtujące się od końca lat 50., z takimi nazwiskami jak przede wszystkim Jan Papuga, potem Jerzy Pachlowski, Czesław Schabowski, Marian Kowalski, Ryszard Dżaman, Zbigniew Kosiorowski.
Dołączyli do nich kapitanowie: Eugeniusz Wasilewski z pokolenia kapitanów, którzy doświadczenie zdobywali jeszcze przez I wojnę światową, i właśnie Eugeniusz Andrzej Daszkowski, po nim Józef Gawłowicz.
Szybko ukazują się kolejne książki Daszkowskiego: "Marynarski widnokrąg" i może najciekawszy zbiór opowiadań "Afrykańskie spotkania" (1978, Nagroda im. Conrada). Potem są m.in. powieści:
"Morskie progi", "Fere", "Ostatni rejs Narwika", "Zahi", zbiór "Blindziarze z San Pedro", "Małpi rejs". Do dziś ukazało się tych książek szesnaście. Daszkowski obficie wplata w nie
wątki autobiograficzne, ale jak tego nie czynić, skoro opłynęło się wielokrotnie świat, było w dziesiątkach portów, poznało tysiące ludzi, egzotykę i wszystkie utrapienia zawodu marynarza.
Powiada się,
że moda na marynistykę minęła, inni mówią, że minęły okoliczności, które ją w powojennej Polsce kreowały i wspierały... Może jednak coraz mniej już jest takich kapitanów, jak E.A. Daszkowski, którzy
pływając po współczesnych morzach, chcieliby też żeglować po oceanach polszczyzny?