Dwóch rybaków - ojciec i syn - wypadło wczoraj za burtę kutra na łowisku na północny wschód od Dziwnowa. Mimo
natychmiastowej akcji ratowniczej wypadek przeżył tylko syn.
Wczorajszego poranka nic nie zapowiadało tragedii na morzu. Na Zatoce Pomorskiej panowały idealne warunki pogodowe, południowo-wschodni
wiatr nie przekraczał 2 stopni w skali Beauforta, stan morza wynosił 1 stopień. Mimo tego około godz. 8.30 świnoujski kuter rybacki ŚWI 17 odebrał wezwanie Mayday. Załoga nie zdołała ustalić, z jakiej
jednostki zostało ono wysłane, odebrała jednak informację, że 8 mil morskich na północny wschód od Dziwnowa za burtę wypadły dwie osoby. Wiadomość przekazano do Pomocniczego Centrum Koordynacyjnego SAR w
Świnoujściu, które zarządziło akcję ratowniczą.
- W rejon poszukiwania skierowany został stacjonujący w świnoujskim porcie statek ratowniczy "Cyklon", jednostka straży granicznej SG 212, która
była w stosunkowo niewielkiej odległości od miejsca wypadku, holownik "Ikar", kuter ŚWI 17 oraz "Zefir" z Dziwnowa - zrelacjonował nam Andrzej Ganther z centrum koordynacyjnego SAR.
Kilka minut
później do A Ganthera dotarła informacja, że na pokład kutra DZI 75 przejęto dwóch mężczyzn. Jak się okazało, właśnie z tej jednostki wypadł do wody Jacek B., a jego ojciec - Wojciech B. skoczył mu na
ratunek. O godz. 9.24 w odległości ok. 5 mil morskich od Dziwnowa ofiary wypadku przeniesiono na SG 212, który skierował się do tamtejszego portu.
- Na nabrzeżu oczekiwała już wezwana wcześniej karetka
pogotowia - powiedział Piotr Krzemiński, kapitan "Cyklona", który asystował jednostkę straży granicznej do portu w Dziwnowie.
Jak opowiadali uczestnicy akcji ratowniczej, reanimacja Wojciecha
B. podjęta została najpierw na pokładzie kutra, potem na SG 212. Niestety, lekarz pogotowia w dziwnowskim porcie stwierdził zgon. Ze wstępnych ustaleń policji wynika, że uratowany Jacek B. był pod wpływem
alkoholu. Na razie nie udało się ustalić dokładnego przebiegu tragedii, bo kontakt ze znajdującym się w szoku mężczyzną był bardzo utrudniony.