Stocznia w Gdyni stoi na wdowim groszu.
25 lat temu stoczniowcy Gdyni, stoczniowcy Gdańska domagali się
solidaryzmu, czyli wzajemnego wspierania, współdziałania i współodpowiedzialności. Na tym zrodził się związek "Solidarność".
Solidarna wdowa
Wdowa po Tadeuszu K., robotniku ze Stoczni
Gdynia, ma do wyboru - albo pójdzie mieszkać na dworzec, albo do schroniska pod wezwaniem św. Brata Alberta. Tadeusz K. przez dwadzieścia kilka lat instalował rury na statkach budowanych w stoczni.
Pewnego dnia zachorował, chorował długo, kilka miesięcy i w końcu zmarł. Wydając pieniądze na leczenie męża kobieta nie płaciła czynszu za mieszkanie. Spółdzielnia skierowała sprawę do sądu o eksmisję i
nakaz eksmisyjny uzyskała. Wdowa po Tadeuszu K. mogłaby zapłacić choć część długu, gdyby otrzymała odszkodowanie za śmierć męża z towarzystwa ubezpieczeniowego. Należy jej się 5 tys. zł. Towarzystwo
ubezpieczeniowe nie zapłaci odszkodowania, póki Stocznia Gdynia nie ureguluje składek za pracowników. Wdowi grosz zginął gdzieś we wspólnym kotle.
Solidaryzm wszystkich
Jak wykazała
kontrola Państwowej Inspekcji Pracy z kwietnia 2005 r., Stocznia Gdynia dokonuje potrąceń z wynagrodzeń za pracę składek na ubezpieczenia grupowe, składek z tytułu przynależności do związków zawodowych,
składek na pracowniczą kasę zapomogowo-pożyczkową, środków na zakładowy fundusz świadczeń socjalnych. Dokonuje potrąceń, lecz potrącanych składek nie odprowadza tam, gdzie trzeba. Pojedynczy pracownicy
nie mogą więc odebrać należnych im odszkodowań, wziąć pożyczki z kasy, skorzystać z zapomogi ze związku. Ale miejsca pracy są najważniejsze i dla ratowania firmy, w imię solidaryzmu, poszczególni
pracownicy stoczni muszą zrozumieć konieczność takich operacji. Stocznia potrzebuje pieniędzy, aby mogła istnieć. Każdych, nawet tych drobnych, których nie odprowadzono na składkę ubezpieczeniową za
Tadeusza K. I wdowa po nim chcąc nie chcąc też się musi teraz wykazać solidaryzmem z pozostałymi stoczniowcami. Wszyscy też musimy się solidaryzować ze stocznią chcąc nie chcąc, a ma to postać dotacji z
budżetu państwa.
Solidarność działaczy
W 1993 r. NSZZ "Solidarność" w Stoczni Gdynia dostał do swojej dyspozycji bezpłatnie 14-osobowy sympatyczny domek na Kaszubach. Od 1998 r.
"Solidarność" użytkowała go nie tylko bezpłatnie, ale bez umowy. Domek będący majątkiem socjalnym zakładu należał się wszystkim stoczniowcom. Wynajęcie domku na dobę kosztuje 280 zł. Gdyby zliczyć,
uzbierałoby się przez te lata dobrych kilkaset tysięcy złotych, a nawet więcej niż milion. Pieniędzy, które powinny trafić na konto funduszu socjalnego. Funduszu, na który Stocznia Gdynia nie płaci, bo
nie ma kasy, i z którego stoczniowcy nie mogą korzystać.
Zgodnie z ustawą o związkach zawodowych każdy związek zawodowy w zakładzie pracy ma prawo do etatów związkowych w zależności od liczby członków
- 3 etaty przysługują, gdy członków związku jest ponad tysiąc, 4 - gdy członków związku jest ponad 2000. "Solidarność" w Stoczni Gdynia ma 4 etaty związkowe, a członków około 1700. Jeden z działaczy
powinien opuścić ciepłe biuro i zwolnić etat. Oszczędności nie byłyby duże, ale grosz do grosza... Stocznia powinna oszczędzać na wszystkim.
Może z tego dodatkowego etatu, który dzierży "Solidarność
", wystarczyłoby na składkę ubezpieczeniową za Tadeusza K. i jeszcze kilku innych?