Wiele zastrzeżeń do pracy polskich stoczni remontowych mają kontrolerzy NIK. Niedawno delegatury szczecińska i
gdańska przyjrzały się, jak w wybranych przypadkach spółki te zarabiają na remontach statków.
W latach 2001-2003 zyskowność w Morskiej Stoczni Remontowej (MSR) w Świnoujściu wahała się od 0,5 do 2,6
proc. Natomiast Szczecińska Stocznia Remontowa "Gryfia" półprocentową rentowność osiągnęła tylko w 2002 r. W innych latach ponosiła straty w wysokości ok. prawie 4,9 mln zł (2001) i 877 tys. zł
(2003).
Zarządy nie bez winy
Według Najwyższej Izby Kontroli, jedną z przyczyn niskiej efektywności Gryfii (czy gdyńskiej Nauty) do IV kwartału 2003 r. była stosunkowo sztywna struktura
organizacyjna. Uniemożliwiała ona elastyczne reagowanie na koniunkturę oraz na sezonowość usług remontowych. W tej sytuacji dominowały więc koszty stałe, które niezależnie od rozmiarów produkcji stanowiły
np. w Gryfii aż ok. 56 proc. kosztów ogółem. W tej wartości aż 70 proc. wynosiły z kolei wynagrodzenia.
Kontrolerzy stwierdzili, że wina za taki stan rzeczy leżała również po stronie większości
kierownictw polskich stoczni remontowych (skontrolowano ich pięć), które m.in. niewłaściwie przygotowywały i organizowały działalność. Zdarzało się także, że zarządy nie dbały o interes spółek w
zawieranych umowach z armatorami i kooperantami. Były przypadki błędnego kalkulowania opłacalności zleceń. "Stwierdzono także postępowanie niezgodne z wymogami wynikającymi z certyfikatów jakości".
Umowy nie do korekty?
W Gryfii badaniami objęto osiem spośród 226 zleceń wykonanych w 2003 r. Okazało się, że w pięciu przypadkach umowy w imieniu stoczni zawarły osoby nieuprawnione, a w dwóch
sytuacjach zrobiono to niezgodnie z obowiązującą procedurą. "Przy remoncie statku ÇStella MarisČ, mimo przyjęcia do wykonania prac dodatkowych, wpływających na czas trwania remontu zakres robót
rozszerzono o ok. 40 proc. nie wypełniono obowiązku bieżącego dokonania stosownych zmian umowy" czytamy w informacji o wynikach kontroli. Nie wynegocjowano też nowego terminu zakończenia usługi, chociaż
wiązało się to z ryzykiem jego przekroczenia i kar umownych w kwocie 2 tys. euro za każdy dzień. Nowy termin wynegocjowano z armatorem dopiero po remoncie.
Zapach korupcji?
W świnoujskiej MSR
zbadano trzy spośród 119 wykonanych zleceń z 2002 roku i trzy spośród 114 wykonanych w 2003 r. "W żadnym przypadku budowniczowie nie opracowali pisemnych harmonogramów prac remontowych, celem
weryfikacji przez inne służby możliwości dotrzymania przyjętego w nich terminu wykonania remontu" czytamy. Na wszystkich sześciu statkach dodatkowe prace wykonywano bez wcześniejszego pisemnego
uzgodnienia z armatorem ich zakresu i wynagrodzenia za ich wykonanie. Przez to firma była w znacznie gorszej sytuacji negocjacyjnej, co w konsekwencji prowadziło do zaniżonej zapłaty lub jej braku.
Kontrolerzy NIK uważają, że podobne praktyki stwarzały "sytuację wysoce korupcjogenną", gdyż "pracownik mógł celowo postępować niezgodnie z obowiązującymi zasadami dla osiągnięcia własnych
korzyści".
Bez procedur i uzgodnień
W badanych przypadkach w obu zachodniopomorskich stoczniach remontowych albo nie było procedur, albo nie analizowano przyczyn niekorzystnych wyników uzyskanych
na konkretnych zleceniach. Tymczasem w Gryfii w 2003 r. ze stratami zakończono ponad 35 proc. zleceń.
W ramach kontraktu na budowę konstrukcji stalowych dla kontrahenta norweskiego Morska Stocznia
Remontowa ze Świnoujścia wykonała dodatkowe prace bez wcześniejszego uzgodnienia ceny na piśmie. W efekcie zleceniodawca nie zapłacił za prace ponad 1,5 mln zł. Z pracownikami, których uznano za winnych
rozwiązano umowy o pracę.
Z kolei w Gryfii zdarzało się, że ceny jednostkowe kalkulowano na poziomie kosztów stoczni lub poniżej. Tak było w przypadku oferty na remont statku "Durrington". W tym
wypadku niżej skalkulowano również stawkę za dzień postoju statku w doku. Ponadto w ofercie z góry udzielono 10 proc. rabatu, co z założenia dawało stratę 611 tys. zł. Ostateczna strata Gryfii na tej
jednostce wyniosła ponad 1,1 mln zł.
Za duża pracochłonność
Na przychody z remontów niekorzystnie wpływało także "oferowanie prac dodatkowych po cenach jednostkowych z oferty", niezależnie od
ich ewentualnej ilości, koncentracji oraz możliwości stoczni.
I tak w ofercie Gryfii na remont frachtowca "Lake Erie" ujęto bardzo niskie ceny na wymianę konstrukcji stalowych. Tymczasem zakres
prac zwiększył się ponaddwukrotnie, wskutek czego wynik finansowy był o ponad 785 tys. zł gorszy od planowanego.
Zdarzało się również, iż w stoczniach przekraczano "rzeczywistą pracochłonność". W
Gryfii przyczyną tego była nieodpowiednia organizacja pracy, niedostateczna obsada oraz jakość prac. Tak było podczas robót na statkach "Uranus", "West Avant" i "Brali". Ale zdaniem NIK,
wskaźniki były również zaniżane, aby zaoferować armatorowi korzystniejszą cenę.
W przypadku czterech na osiem analizowanych remontów stocznia ze Szczecina zapłaciła kary za ich przeciągnięcie od 12 do
30 tys. euro.
W firmie ze Świnoujścia, "na wszystkich sześciu analizowanych zleceniach produkcyjnych" przekroczono planowaną pracochłonność od 20 do 52,5 proc., a służby stoczni nie ustalały
przyczyn.
W MSR wyniki pogarszały też udzielane armatorom upusty. W czterech wypadkach na sześć nie udokumentowano ich przyczyn. Pogorszyło to wynik tych remontów o 120 tys. zł w 2002 r. i 140 tys. zł
w rok później.
Dodajmy, że w badanym przez NIK okresie, w Gryfii jest już czwarty prezes, natomiast w MSR drugi. W tym czasie resortem skarbu państwa, który jest właścicielem tych firm, kierowało
ośmiu ministrów.