Jeden z najważniejszych świadków oskarżenia, który zdaniem obserwatorów miał pogrążyć Zbigniewa Zalewskiego, niewiele
wiedział o "działalności korupcyjnej" byłego wiceprezydenta Szczecina. Leszek Bursiak powołał się jedynie na dwie nieoficjalne rozmowy z biznesmenami, z których ponoć wynikało, że Jan S. za łapówkę
proponował pomoc w wygraniu przetargu.
To trochę mało. Tym bardziej że jeden z rozmówców Bursiaka tylko słyszał o takim spotkaniu bezpośrednio w nim nie uczestniczył. Odtwarzając treść rozmowy z drugim
biznesmenem świadek powiedział, że zdaniem przedsiębiorcy, Jan S. miał reprezentować Zbigniewa Zalewskiego. Wymienił jednak również i inne nazwiska: ówczesnego prezesa zarządu portu Andrzeja Montwiła,
członka zarządu spółki Romana Pomianowskiego i obecnego prezesa zarządu Dariusza Rutkowskiego.
Domyślam się, że chodziło o to, by wywrzeć na rozmówcy lepsze wrażenie powiedział świadek.
Ubiegły
piątek był kolejnym dniem procesu Zbigniewa Zalewskiego i Jana S. Obaj są oskarżeni o próbę wyłudzenia łapówki od przedsiębiorców biorących udział w przetargu. W czasie, kiedy miało dojść do popełnienia
przestępstwa, Leszek Bursiak był członkiem zarządu portu. Odpowiadał za kontakty z Bankiem Światowym, który udzielał spółce kredytu na planowaną rozbudowę nabrzeży na Ostrowie Grabowskim i półwyspie
Katowickim. Były milicjant po uzyskaniu informacji dotyczących próby zmanipulowania przetargu, kilka dni samodzielnie prowadził "analizę" i "syntezę" sytuacji w spółce próbując ustalić "z jakimi
przeciwnikami ma do czynienia", czyli kto może prowadzić w porcie "działalność przestępczą". Doszedł do wniosku, że prezes Montwił na pewno nie jest w tę sprawę zamieszany. Zawiadomił więc Agencję
Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
To był mój obowiązek podkreślił.
Tym bardziej że odkrył zakulisowe próby przejęcia władzy w porcie, w celu zarobienia "prawdziwych pieniędzy" na planowanej
inwestycji. Twierdzi, że następcą prezesa Montwiła miał być Roman Pomianowski. O szczegółach puczu świadek nie chciał jednak mówić. Przyznał natomiast, że dobrze się stało, iż nie doszło do
rozstrzygnięcia pilotowanego przez niego przetargu. Portu bowiem nie było na niego stać. Na pytanie obrońcy oskarżonego, co by się stało, gdyby Bank Światowy wskazał jednak zwycięzcę przetargu,
odpowiedział szczerze: Wtedy bym się zastanowił.
A czy poinformował pan startujących w przetargu oferentów o kryzysie? dociekał mec. Dariusz Babski.
Nie. Najważniejszy jest interes spółki
odpowiedział Bursiak.