Krajowa Izba Gospodarki Morskiej i Konsorcjum Morskie, w skład którego wchodzą
Fundacja Naukowo-Techniczna "Gdańsk" i Pomorska Rada Federacji Stowarzyszeń Naukowo-Technicznych NOT, zwróciły się do Jerzego Hausnera, wicepremiera i ministra gospodarki, z wnioskiem o uwzględnienie
polskiego przemysłu morskiego w Narodowym Planie Rozwoju na lata 2007-2013. Przede wszystkim, chodzi o przewóz drogą morską strategicznych surowców energetycznych.
Krzysztof Kremky, członek zarządu
KIGM i prezes Capricorn International Ltd, autor projektu o alternatywnych dostawach ropy naftowej, produktów naftowych oraz gazu ziemnego LNG, powiedział, że opracowany zostanie kompleksowy projekt
transportu morskiego tych surowców, obejmujący: flotę, infrastrukturę lądową, budowę terminali dla przeładunków produktów naftowych i gazu ziemnego.
Zdaniem autora, w połowie lat 70., zbiornikowce
eksploatowane przez Polską Żeglugę Morską przewoziły rocznie ok. 3,5 mln t ropy naftowej z Zatoki Perskiej. Kryzys gospodarczy lat 80. spowodował zaniechanie importu ropy z Azji, natomiast od 1990 r.
zaczęto ją sprowadzać z krajów europejskich, głównie z Anglii, Norwegii i składów irańskich w Rotterdamie. W 1994 r. import jednostkami typu "aframax" wyniósł 6,5 mln t. Od połowy lat 90. zaopatrzenie
polskich rafinerii drogą morską zaczęło się zmniejszać i obecnie Polska jest prawie całkowicie uzależniona od rurociągu rosyjskiego.
- Dlatego musimy zaplanować również inne drogi importu, głównie z
krajów Bliskiego Wschodu, Afryki Północnej i Norwegii -mówi K. Kremky. - Algieria jest wielkim producentem gazu ziemnego, a Libia - ropy. Są to bliskie odległości i koszty transportu nie przekreślają
rentowności przedsięwzięć.
Jak wynika z projektu, możliwości dostaw ropy naftowej z Libii rozpatrywane są w dwóch aspektach: krótkoterminowym - z użyciem statków czarterowanych i długoterminowym -
wymagającym budowy nowych statków. W pierwszym przypadku, koszt transportu drogą morską jednej baryłki ropy wyniósłby ok. 1,5 USD, w drugim - ok. 1 USD.
Ze szczegółowych wyliczeń wynika, że przy
wariancie pierwszym, dzienna stawka czarterowa dla statku wynosiłaby 47,5 tys. USD, partia ładunku - 145 tys. t, czas podróży okrężnej na trasie Libia - Gdańsk - 23 dni. Przy 16 rejsach rocznie można by
przewieźć w ten sposób 2,32 mln t ropy.
Natomiast, przy założeniu wprowadzenia na linię nowych statków, zbiornikowców "suezmax", przy cenie jednostki 60 mln USD, dziennych kosztach stałych w
wysokości 7 tys. USD, dziennym przychodzie 30 tys. USD, 355 dniach eksploatacji i 7% koszcie kredytu - zwrot z inwestycji nastąpiłby po 8 latach.
Na pytanie, kto byłby armatorem tych jednostek, K.
Kremky wskazał na PŻM, która w połowie lat 70. wprowadziła do eksploatacji 6 dużych zbiornikowców, które później były zatrudniane na rynku międzynarodowym i potem, sukcesywnie, sprzedawane.
- Nie
spodziewamy się, że tym projektem wywołamy natychmiastową zmianę kierunków zaopatrzenia Polski w ropę naftową, ale chcielibyśmy, aby zaczęto rozpatrywać także inne kierunki dostaw, w celu przygotowania
polskiej gospodarki do alternatywnych rozwiązań - stwierdził K. Kremky.
Skierowanie projektu do rządu miało dwa cele: zapisanie przemysłu morskiego w programie rozwoju państwa, co wiązałoby się z
możliwościami uzyskania funduszy unijnych oraz z przyszłościowymi gwarancjami na kredyty, które zostałyby zaciągnięte na budowę nowej floty. K. Kremky podkreślił, że należy liczyć się z długim okresem
oczekiwania na realizację projektu, bo Stocznia Gdynia może przyjąć zamówienia dopiero na 2008 r.