- Lista firm, które brały udział w przetargu nie była tajna - zapewnił na piątkowej rozprawie Roman Pomianowski,
członek Zarządu Portów Morskich Szczecin i Świnoujście. - Ale nikt się o nią do mnie nie zwracał. Oskarżeni również.
Stwierdzenie to może oznaczać, że najważniejszy dowód w sprawie Zbigniewa
Zalewskiego nie jest aż tak mocny jak zapewniali jeszcze kilka miesięcy temu funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, aresztując byłego wiceprezydenta Szczecina oraz Jana S. Burza bowiem
rozpętała się wtedy, gdy u tego ostatniego znaleziono listę firm i konsorcjów, które przeszły tzw. prekwalifikację w przetargu na planowaną rozbudowę nabrzeży na Ostrowie Grabowskim i Półwyspie
Katowickim. Uznano wtedy, że wykaz ten trafił do oskarżonego nielegalnie. Z zeznań świadka wynika jednak, że listę tę mógł mieć każdy. Jej zdobycie nie było wcale trudne, ani niezgodne z prawem.
Jaki
to ma związek z Zalewskim? Jan S. w swoich wyjaśnieniach podał, że za pomocą tego dokumentu próbował wyłudzić łapówki (100 tys. zł) od firm biorących udział w przetargu. Zapewnił przy tym, że robił to na
polecenie swojego kolegi z Porozumienia Centrum - Zbigniewa Zalewskiego. To on, jako wiceprzewodniczący Rady Nadzorczej Portu, miał ponoć gwarantować zwycięstwo w przetargu.
- Zapewniam, że jeden
członek Rady Nadzorczej nie jest w stanie zmanipulować przetargu - powiedział Marek Krawczyk, dyrektor departamentu Ministerstwa Infrastruktury, członek Rady Nadzorczej Portu z ramienia Skarbu Państwa.
- Czy zauważyłem, by pan Zalewski szczególnie się tym przetargiem interesował? Nie. Nie mam zastrzeżeń do pracy wiceprzewodniczącego.
Wszyscy zeznający w piątek świadkowie przyznają, że Zbigniew
Zalewski bardzo się zaangażował w zupełnie inną sprawę: dotyczącą udzielenia poręczenia przez Port na zaciągnięty przez Stocznię Pomerania bankowy kredyt. Jak się później okazało, jego obawy nie były
płonne. Jesienią 2003 r. Pomerania ogłosiła, że nie będzie spłacać długu. Jej zobowiązania musiał przejąć na siebie Port. Stracił na tym ponad 9,6 mln zł. W piątek świadkowie przyznali, że Zalewski ostro
krytykował za to ówczesne władze Portu. Złożył nawet w prokuraturze doniesienie o przestępstwie. W efekcie trzech członków zarządu spółki zostało odwołanych. Kilka dni po złożeniu zawiadomienia wybuchła
sprawa korupcyjna.
- Zostałem w nią wmanipulowany - zapewnia. - To jest zemsta za to, że za dużo mówiłem.