POLSKA naruszyła prawo do sprawiedliwego osądzenia okoliczności
zatonięcia promu "Jan Heweliusz" uznał wczoraj Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu. Skargę na działanie polskich izb morskich wniosły przed pięciu laty wdowy po tragicznie zmarłych
marynarzach. Jako zadośćuczynienie za straty moralne, trybunał przyznał skarżącym po 4,6 tys. euro.
"Jan Heweliusz" zatonął na Bałtyku 14 stycznia 1993 r. podczas wyjątkowo silnego sztormu. Była to
największa katastrofa morska w historii polskiej żeglugi, w której zginęło 55 osób. Do 1999 r. ciągnęły się postępowania przed izbami morskimi w Szczecinie i Trójmieście. Ostatecznie morska Temida uznała,
że prom wypłynął niezdatny do żeglugi i przy bardzo trudnych warunkach pogodowych, a w nawigacji popełniono błędy. Częściową winą obarczono załogę, zarzucając jej niedbalstwo i złą koordynację działań.
Z orzeczeniami i funkcjonowaniem samych izb morskich nie zgodziły się rodziny po tragicznie zmarłych marynarzach. W styczniu 2000 roku, po wyczerpaniu się wszystkich możliwości prawnych w Polsce, 11 z
nich złożyło skargę na państwo polskie do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Uważały, że przewodniczący składów orzekających pełnili także obowiązki śledczych.
Wczoraj trybunał orzekł, że izby
morskie nie rozpatrzyły sprawy "Heweliusza" w sposób bezstronny. Złamany został artykuł 6 par. 1 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Trybunał zauważył również, że przewodniczący sądu, jak i jego
zastępca byli mianowani i odwoływani z urzędu przez ministra sprawiedliwości w uzgodnieniu z ministrem od spraw morskich. Obowiązywała ich więc hierarchiczna podległość.
Mamy tę satysfakcję, że
trybunał strasburski przyznał nam status pokrzywdzonych. Może dzięki naszej walce zmieni się organizacja i sposób prowadzenia spraw w izbach morskich mówi Irena Brudnicka z Gdyni, wdowa po marynarzu
promu, która firmowała swym nazwiskiem skargę jedenastu osób przeciw państwu polskiemu. Dla mnie osobiście to jednak zwycięstwo pyrrusowe, bo okupiłam je wieloma latami upokorzeń i tortur psychicznych.
Trybunał nie zbadał wszystkich zarzutów, bo nie było już takiej potrzeby. Uznał przede wszystkim, że sędziowie nie byli niezawiśli. Sędziowie ze Strasburga zauważyli także, że co prawda Polska zmieniła
ostatnio przepisy o izbach morskich, ale nie zapewniła w pełni prawa do apelacji i nie zmieniła w pełni sposobu mianowania sędziów komentuje werdykt trybunału kpt. Marek Błuś, który jest ekspertem od
bezpieczeństwa żeglugi i od początku śledził postępowanie przez izbami morskimi.
Według Błusia, orzeczenie Trybunału Praw Człowieka stanowi przełom w podobnych sprawach w przyszłości: Każdy, kto będzie
stroną w procesie przed izbą morską, może odwołać się do trybunału w Strasburgu i wygra, bo precedens już był.
Jeszcze przed werdyktem w Strasburgu oświadczenie wydał zarząd spółki Euroafrica Linie
Żeglugowe, która była armatorem "Jana Heweliusza" (właścicielem były PLO). "Spółka nie była i nie jest stroną postępowania prowadzonego w Strasburgu", a werdykt "nie niesie dla spółki żadnych
bezpośrednich skutków" czytamy w oświadczeniu. Orzeczenie "Nie będzie też miało wpływu na rozstrzygnięcia w prawomocnie zakończonych postępowaniach oraz na bieg prowadzonych nadal postępowań przeciwko
spółce o odszkodowania z powództwa cywilnego wdów i członków rodzin marynarzy promu". Toczą się one bowiem przed sądami cywilnymi.