Rozmowa z Ryszardem Borowskim, elektrykiem, byłym działaczem związkowym Stoczni Szczecińskiej
-
Czego jeszcze oczekuje pan od decydentów po upadku stoczni?
- Wciąż czekam na "białą księgę". Przypomnę, że w lipcu zeszłego roku w świetlicy głównej stoczni wiceminister
gospodarki Jacek Piechota zapowiedział opublikowanie takiej księgi w sprawie upadku stoczni. "Nie będą to żadne komentarze prasowe, sensacyjne doniesienia ani dywagacje autorów, tylko fakty, dokumenty,
korespondencje. Dzień po dniu, godzina po godzinie, od listopada 2001 r. kiedy to prezesi zwrócili się o wsparcie i je otrzymali, do kupna majątku przez stocznię Nową" - mówił wówczas prasie
wiceminister. Dodał, iż ma nadzieję, że to nastąpi szybko, że prace nad księgą już się zaczęły i powinna być gotowa za 2-3 miesiące.
- Ale od tego czasu minęło już ponad pół roku.
-
Niedawno rozmawiałem z ministrem Piechotą i stwierdził, że ma szalone kłopoty, że wszyscy mu sypią piasek w tryby. Mamy więc teraz idealną ciszę.
- Po co panu ta „biała
księga”?
- My po prostu chcemy wiedzieć, jak było naprawdę. Pan Krzysztof Piotrowski, były prezes stoczniowego holdingu, twierdzi bowiem, że stocznia "stała" dobrze, że on by
wypłacił załodze 100 procent zaległych wynagrodzeń z odsetkami. Twierdzi, że upadek firmy to sprawa polityczna, że to wina rządu. W odpowiedzi pan Piechota obiecuje więc księgę i... cisza - łącznie z
dziennikarzami.
- Jednak tematy stoczni wciąż w prasie powracają.
- Dlaczego jednak nie wspomagacie ludzi zdesperowanych, a w mediach pojawiają się wypowiedzi, że stoczniowcom już
nic się nie należy. Tymczasem należy nam się jeszcze 60 procent zaległych wynagrodzeń. Uważam też, że z kwoty uzyskanej ze sprzedaży stoczniowego majątku niekoniecznie trzeba było potrącać pieniądze na
Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych. Pisałem w tej sprawie do ministra i premiera. Chciałbym się od nich dowiedzieć, jak będą rozpatrzone moje propozycje, np. zwolnienia z podatku wypłaty
zaległych wynagrodzeń. Napiszę też do Urzędu Skarbowego z prośbą o anulowanie mi podatku. Zobaczymy, co odpowiedzą.
- Co pan teraz robi?
- Jestem na świadczeniu przedemerytalnym. Do
emerytury pozostało mi 2,5 roku. Dostaję 856 złotych i ledwo wiążę koniec z końcem. Ale i tak się cieszę, bo obok mnie, na osiedlu Przyjaźni, mieszkają ludzie, którzy nic nie mają, bo wszystko im
pozabierali komornicy i windykatorzy.
- Dziękuję za rozmowę.