Wywietrzcie celę dla dyrektora PŻM.
Majątek wart przeszło 2 mld zł wymknął się z rąk ministra skarbu. Polska Żegluga
Morska to firma będąca archaiczną i już praktycznie niespotykaną osobą prawną - przedsiębiorstwem państwowym. Byt ten polega w skrócie na tym, że należące do państwa przedsiębiorstwo jest w praktyce
niesterowalne, gdyż o obsadzie władz firmy decyduje rada pracownicza. Dogadany z radą pracowniczą dyrektor PŻM Paweł Brzezicki przez kilka lat konstruował mętną strukturę własnościową grupy PŻM. Polegało
to na wyprowadzeniu majątku do spółki-córki Żegluga Polska i innych mniejszych, a następnie na sprzedaniu jednej, tzw. złotej akcji prywatnej spółce APB Maklerzy Frachtujący. Numer polega na tym, że
zgodnie z zapisami statutowymi spółki wszystkie uchwały muszą zapadać jednogłośnie i w obecności wszystkich udziałowców. A więc jedna akcja prywatnej spółki jest warta w praktyce tyle, co 1499 akcji,
które posiada PŻM. Gdy dodamy, że udziałowcami spółki APB Maklerzy Frachtujący jest 11 dyrektorów PŻM, to sprawa staje się jasna. Prywatna prywatyzacja.
Już w 2003 r. pisaliśmy ("NIE" nr. 36/2003):
W swojej strukturze PŻM ma około 80 (sic!) spółek zagranicznych nazywanych ostatnio modnie offshorowymi. Żadna instytucja państwowa nie jest w stanie skontrolować tego, co się dzieje w tych
podmiotach. Podpowiadaliśmy, że ministerstwu pozostaje jeszcze możliwość wprowadzenia zarządu komisarycznego.
Do czasu objęcia urzędu ministra skarbu przez Jacka Sochę trzech kolejnych
ministrów było bezradnych. Wiedzieli, co się dzieje, ale nic nie mogli począć. Dopiero minister Socha w zeszłym roku zadecydował o odwołaniu Pawła Brzezickiego ze stanowiska dyrektora PŻM i powołaniu
zarządu komisarycznego. Rada pracownicza oczywiście stanęła okoniem rozpętując bogoojczyźnianą histerię w obronie dyrektora. Radio Maryja i "Nasz Dziennik" grzmiały o podstępnym skoku na polską flotę
handlową, którą chce zawłaszczyć postkomuna, by ją podstępnie opylić Niemcom. Brzezicki zabarykadował się w biurowcu i oświadczył, że decyzji ministra się nie podporządkuje. W ogólnopolskiej prasie
ukazały się bardzo drogie reklamy PŻM zachwalające firmę i jej dyrektora.
Wreszcie 8 lutego tego roku Ministerstwo Skarbu Państwa złożyło w prokuraturze zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia
przestępstwa przez dyrektora Brzezickiego. Jak poinformował resort, utrata kontroli nad przedsiębiorstwem wartym 700 min dolarów powoduje szkodę wielkich rozmiarów i jest przestępstwem z art. 296 § 3
kodeksu karnego. Brzezickiemu grozi od 3 do 10 lat pozbawienia wolności.
Dwa lata trwało, zanim machina państwowej sprawiedliwości odkryła to, co w 2003 r. pokazał tygodnik "NIE". I wcale nie budzi
to naszej satysfakcji. Zapewne czeka nas kolejny żałosny spektakl telewizyjny pod tytułem ABW i antyterroryści aresztują groźnego hochsztaplera. Prokuratura zawnioskuje do sądu o najsurowszy środek
zapobiegawczy w postaci 3-mie-sięcznego aresztu, a media, które żyły z reklam PŻM, zakrzykną o wielkiej aferze. Tymczasem prawda jest taka, że gdyby nie determinacja ministra Sochy, to do dziś nikt by nie
zareagował na nieprawidłowości w PŻM. I tak naprawdę nie wiadomo, kto bardziej zawinił - dyrektor Brzezicki czy ministrowie, prokuratorzy i inni przedstawiciele państwa, którzy przez lata nie potrafili
ochronić naszego majątku.