Sklep    |  Mapa Serwisu    |  Kontakt   
 
Baza Firm
Morskich
3698 adresów
 
Zaloguj się
 
 
Szybkie wyszukiwanie
Szukanie zaawansowane
Strona głównaStrona główna
Wszystkie artykułyWszystkie artykuły
<strong>Subskrybuj Newsletter</strong>Subskrybuj Newsletter
 

  Informacje morskie. Wydarzenia. Przetargi
Wydrukuj artykuł

Nabrzeża są sceptyczne

Kurier Szczeciński, 2005-01-31
Czy proponowana przez unijnych urzędników dyrektywa unijna złamie monopolistyczne układy i rozrusza polskie porty? Opinie są podzielone. Im bliżej Warszawy, tym więcej optymizmu. Na nabrzeżach dominuje jednak obawa i sceptycyzm. Dyrektywa o dostępie do usług portowych ma oznaczać koniec z dominacją starych półmonopolistycznych układów, które często spotyka się w europejskich portach. Teraz każdy będzie miał szanse wykonywać usługi pod warunkiem, że przejdzie tzw. autoryzację. Ci co odpadną, a już przeładowywali i zainwestowali, dostaną zwrot nakładów. Opinię portowców na ten temat sondowali kilka dni temu urzędnicy z resortu infrastruktury. Gdy jeden z prezesów portu trójmiejskiego wyraził się krytycznie o dyrektywie, usłyszał zarzut: Prezentuje pan typowe poglądy przeładowcy. Za dyrektywą stoją armatorzy liniowi. Naciskają na wprowadzenie zapisów, bo chcą sobie obniżyć koszty żeglugi. Nowe przepisy pozwoliłyby im rozładowywać i załadowywać statki marynarzami lub własną ekipą z lądu. Zboża nie przybędzie Opinie szefów spółek przeładunkowych ze Szczecina i Świnoujścia są jednak równie sceptyczne jak europejskich dokerów, którzy już raz skutecznie protestowali przeciw dyrektywie. Obawiają się, że swobodny dostęp do usług portowych mógłby oznaczać kres działalności lub podzielenie się zyskami z innymi polskimi lub co bardziej prawdopodobne silnymi zagranicznymi podmiotami. Uważam, że perspektywa wypowiedzenia umowy może wstrzymywać obecne firmy i ich udziałowców przed dalszym inwestowaniem w modernizację przeładunków. A przecież nowoczesność urządzeń do przeładunków jest słabą stroną portów na Pomorzu Zachodnim mówi Wojciech Kaźmierczak, prezes PUP Elewator Ewa. Jego firma, tak jak i pozostałe, od 13 lat dzierżawi od zarządu portu (czyli Skarbu Państwa) nabrzeża i budowle, m.in. sam elewator. W tym czasie nasza spółka dorobiła się własnego majątku wartości ok. 9 mln zł wylicza Kaźmierczak. Firma, która nie dostałaby autoryzacji, musiałaby mieć gwarancje, że te nakłady na inwestycje zostaną jej zwrócone. Czy port zyskałby na wolnym dostępie do kei? W przypadku zboża niewiele. Tego towaru tu nie przybędzie uważa prezes Ewy. Tam są monopole W. Kaźmierczak nie łudzi się także, iż polskie podmioty uzyskałyby swobodny dostęp do nabrzeży wielkich i średnich portów europejskich: Tam są monopole. A poza tym ważne są względy kapitałowe. Nie wyobrażam sobie, abym mógł gdzieś wejść, gdy spółka jest słaba kapitałowo. U siebie powinniśmy wybudować magazyn na 30-40 tys. ton ziarna, żeby obniżyć koszty i poprawić obsługę towarów. Według prezesa, polskie porty są droższe niż inne. To przede wszystkim wynika z niedoinwestowania. W związku z tym droższa jest praca. W podobnych elewatorach jak nasz pracuje 10-12 ludzi, bo wszystko jest zmechanizowane, a my po reorganizacji i redukcji zatrudnienia o 20 procent mamy 170 pracowników... wyjaśnia. "Ewa" da się zmodernizować, ale nikt tego nie zrobi, jeśli nie będzie miał pewności działania przez 30-40 lat. Nie jesteśmy drożsi Jannis Furkiotis, prezes najliczebniejszej spółki w zespole portów Szczecin i Świnoujście Drobnicy Port Szczecin nie kryje swojej niechęci do dyrektywy. Szczerze mówiąc, każdy bałby się proponowanej tam autoryzacji podmiotów. Zawsze bowiem może się pojawić ktoś, kto jest lepiej przygotowany do przeładunków, bo ma nowocześniejszy sprzęt, może portowi zapłacić więcej za dzierżawę infrastruktury. Furkiotis informuje, że i Drobnica w miarę swoich możliwości wymienia będące w stanie "agonalnym" ponad 20-letnie urządzenia na 2-, 3-letnie. Dodaje jednak: Gdyby dyrektywa weszła w życie już teraz, to nie jesteśmy jeszcze przygotowani. Prezes tej firmy nie zgadza się z opinią, że krajowe porty są drogie dla armatorów: Mówię o ładunkach drobnicowych, porównując stawki jakie są proponowane w portach zachodnich. Tam są one dużo wyższe. Prezes optymista Jannis Furkiotis jest optymistą, jeśli chodzi o szanse polskich przeładowców w dostępie do zachodnich nabrzeży, gdyby wprowadzono dyrektywę: Nie mamy się czego wstydzić. Teoretycznie bylibyśmy tam w stanie wejść, nawet do Hamburga. Tylko że w tej chwili nigdzie się nie wybieramy. Obawia się natomiast, że gdyby do Szczecina wszedł silny zachodni podmiot, to po to, aby "zamknąć" lokalną konkurencję. Dyrektywy i autoryzacji obawiają się również w spółce przeładunków masowych Bulk Cargo, która działa na Basenie Górniczym. Obawiam się, bo nie wierzę w bezstronność oceny spółek podczas przetargów na usługi mówi bez ogródek Bogdan Walczak, dyrektor ds. marketingu Bulk Cargo. A co do deklarowanej w dyrektywie "transparentności" procedur, to widzimy ją aż za dobrze w działaniach UE. Według niego, Bulk Cargo jest mocną spółką, która w ostatnich latach zainwestowała w majątek do przeładunków kilkanaście milionów złotych. Biznes na Haiti? Czy byłoby nam łatwo wejść na przykład do Hamburga? To trudne pytanie. Ja chcę mieć gwarancje pracy na swoim terenie, a nie poszukiwać z załogą pracy na Haiti dodaje Walczak. Jego zdaniem, w przeładunkach masowych polskie porty są nie droższe niż zachodnie. Nasza spółka porównuje się z portami wschodniego wybrzeża Niemiec. W pewnych towarach oni są tańsi, bo tam przeładowują same maszyny i jest trochę inna organizacja, do której po pewnym czasie i my dojdziemy przyznaje dyrektor Bulk Cargo. Walczak nie wierzy, że po ewentualnym wdrożeniu unijnych przepisów, zespół portów jako całość zyska. Raczej oczekuje zamieszania na rynku pracy i usług. Dodaje, że przeciwne dyrektywie są mniejsze europejskie porty. Duże giganty, doskonale poukładane, w których nie ma szans na wejście z przeładunkami mniejszych spółek, są dziwnie spokojne. Bo to działa na korzyść dużych organizacji portowych. Problem portowych spółek polega na tym, że z powodu chronicznego braku środków albo w ogóle nie inwestowały, albo robiły to ograniczonym zakresie mówi Dariusz Rutkowski, prezes Zarządu Morskich Portów Szczecin i Świnoujście. W rozumieniu unijnym, ich majątek jest więc niewielki. Jeżeli więc pojawiłby się poważny podmiot, który zechciałby zainwestować 10, 50 czy nawet 100 mln złotych, to niewykluczone, że po autoryzacji dotychczasowy przeładowca musiałby nawet ustąpić konkurentowi.
 
(kl)
Kurier Szczeciński
 
Strona Główna | O Nas | Publikacje LINK'a | Prasa Fachowa | Archiwum LINK | Galeria
Polskie Porty | Żegluga Morska | Przemysł okrętowy | Żegluga Śródlądowa | Baza Firm Morskich | Sklep | Mapa Serwisu | Kontakt
© LINK S.J. 1993 - 2024 info@maritime.com.pl