Rozmowa z Jerzym Litwinem, dyrektorem Centralnego Muzeum Morskiego w Gdańsku
Centralne Muzeum Morskie w Gdańsku to
jedyna tej rangi placówka w kraju, dokumentująca dorobek Polski na morzu, a zarazem przybliżająca go szerokim kręgom społeczeństwa, zwłaszcza młodzieży. Początki i dzień dzisiejszy przybliża dyrektor CMM,
dr inż. Jerzy Litwin.
- Wszystko zaczęło się od Towarzystwa Przyjaciół Centralnego Muzeum Morskiego, które istnieje do dziś i wspiera placówkę wszechstronną pomocą. Towarzystwo formalnie zostało
zarejestrowane jako Stowarzyszenie w 1959 roku i jego zamierzeniem było utworzenie Muzeum Morskiego w Gdańsku. Ten pierwszy cel został osiągnięty już w 1960 roku, kiedy w ówczesnym Muzeum Pomorskim, czyli
dzisiejszym Muzeum Narodowym w Gdańsku, utworzono Dział Morski z obsadą numer jeden - Przemysławem Smolarkiem jako kierownikiem. W 1962 roku Dział Morski został usamodzielniony, gdyż decyzją władz
miejskich została utworzona już oddzielna instytucja, czyli Muzeum Morskie w Gdańsku z siedzibą w Żurawiu, który po odbudowie, został również wtedy otwarty dla publiczności.
- Czy dzisiaj, po 44
latach, także jest dobrze mieć takich przyjaciół z Towarzystwa?
- Tak. Muszę powiedzieć, że to była niezwykła dalekowzroczność ludzi morza - i to nie tylko z naszego, wybrzeżowego środowiska.
Znawców spraw morskich i przyjaciół zakładanego muzeum mieliśmy też w Warszawie, Szczecinie, Krakowie, a właściwie w całym kraju. Wiele liczących się muzeów, zwłaszcza muzeów morskich na świecie, ma
bardzo silne organizacje przyjaciół, nawet przy UNESCO, przy ICOM (Międzynarodowa Rada Muzeów) istnieje Federacja Stowarzyszeń Przyjaciół Muzeów Jest to organizacja międzynarodowa, skupiająca poszczególne
towarzystwa przyjaciół. Nasze muzeum też było celem odwiedzin kilku renomowanych towarzystw ze znakomitych muzeów, jak np. Towarzystwa Przyjaciół Narodowego Muzeum Morskiego w Greenwich w Londynie. Przed
trzema laty samolotem przyleciało do nas około 50 osób, wśród których było trzech admirałów w stanie spoczynku oraz wiele osób związanych ze światem nauki i gospodarki morskiej. Odwiedzały nas również
towarzystwa z Niemiec: z Muzeum Historycznego Miasta Hamburga oraz dzielnicy Hamburga - Muzeum Altony, mającego duży dział morski. Gościliśmy też towarzystwa przyjaciół Muzeum Wazy ze Sztokholmu i Muzeum
Marynarki w Karlskronie. Jest to więc bardzo prężny ruch i nasze Towarzystwo też nam w wielu sprawach pomaga, współdziałając i współtworząc przyszłość naszego muzeum.
- Tworzy lobbing wokół
gdańskiego muzeum?
- Tak. I nawet doraźnie, w określonych sytuacjach, dofinansowuje naszą działalność, zwłaszcza zakupy eksponatów, dzięki czemu możemy np. uczestniczyć w aukcjach, gdzie trzeba
dysponować pewną gotówką i szybko podejmować decyzje. Właśnie Towarzystwo pomogło nam kupić kilka doskonałych obrazów, m.in. malarzy holenderskich.
- Panie dyrektorze, czy obecne czasy sprzyjają
muzealnictwu, czy też społeczeństwo raczej patrzy przed siebie, a nie na swoją historię kultury?
- Czasy są bardzo trudne i społeczeństwo, zwłaszcza lokalne, nieczęsto odwiedza miejscowe muzea.
Ta prawidłowość obserwowana jest od wielu lat i faktem jest, że zwiedzamy i znamy dobrze muzea poza swoim miejscem zamieszkania, natomiast placówki lokalne odwiedzamy rzadko, najczęściej w wieku szkolnym.
Słyszy się nawet mieszkańców Gdańska, którzy oprowadzają swoich gości, mówiąc: tu kiedyś byłem. Ale gdyby zapytać daną osobę, kiedy była, to by się okazało, że kiedy chodziła do szkoły, czyli 30 lat temu
i - co trzeba, niestety, powiedzieć - dotyczy to także ludzi gospodarki morskiej Trójmiasta. Mało jest osób, które na bieżąco śledzą zmiany w ekspozycjach, a są one bardzo częste. Każdego roku przybywa
dużo nowych eksponatów.
- Jakie jest zatem dzisiejsze muzeum, z ilu działów się składa, co stanowi główną atrakcję?
- Mogę powiedzieć, że muzeum jest olbrzymie. Jest to bowiem placówka
mająca kilka oddziałów, zatrudniająca ponad 200 osób. Mamy aż siedem zabytkowych budowli, jak chociażby Żuraw - placówka numer jeden, symbol miasta i jedyny tej klasy, średniowieczny dźwig portowy. Mamy
historyczny kompleks spichlerzy na wyspie Ołowiance oraz Bramę Żuławską, w której mieści się pracownia konserwatorska. W Tczewie posiadamy zespół pofabryczny, także wpisany do rejestru zabytków, a w Helu,
w budynku pokościelnym, mieści się nasze Muzeum Rybołówstwa. Poza tym, mamy dwa historyczne już statki: Dar Pomorza i Sołdek, na których prowadzone są oddzielne rejestry przechowywanych zbiorów. W sumie,
jest na nich dużo do zwiedzania. Nasze muzeum ponadto (na co niewiele muzeów na świecie może sobie pozwolić) dysponuje zespołem do badań podwodnych. Mamy swój statek, pracownię wyspecjalizowaną w
konserwacji materialnych zabytków wydobytych z mokrego środowiska i usługi w tym zakresie prowadzimy również dla instytutów i muzeów w całym kraju.
Archeologowie w Polsce, którzy napotykają zabytki
w środowisku wodnym, na bagnach czy w starorzeczach, przysyłają je do nas. W tej dziedzinie mamy już duże osiągnięcia, a badania naukowe w zakresie konserwacji zabytków to jedna z naszych mocnych stron.
Podwodna działalność archeologiczna dała nam możliwość zgromadzenia bardzo niezwykłych zbiorów, jak bezcenny ładunek statku z początku XV w., kolekcja 20 armat morskich z XVI-XVII w., czy marynarskie
ubiory robocze z XVIII w. Kiedy powstało nasze muzeum, nie otrzymaliśmy w spadku, czy w formie jakiejś darowizny, żadnych ekspozycji. Zaczynaliśmy praktycznie od zera. Po roku kilka przedsiębiorstw dało
nam trochę modeli. Zaczęło się potem żmudne gromadzenie, kupowanie, poszukiwanie darowizn, jak chociażby wspaniała akcja marynarzy PLO i innych polskich przedsiębiorstw, która doprowadziła do utworzenia w
naszym muzeum kolekcji łodzi z całego świata. Mamy dziś 40 pięknych łodzi, z których większość została przekazana bezinteresownie przez załogi polskich statków. Muzeum nasze utworzyło następne działy,
zajęło się sprawami Wisły, przecinającej cały kraj i dorzeczem obejmującymi dużą część naszego terytorium (a więc tutaj podkreślamy nasz ponadregionalny charakter).
Tematem naszych zainteresowań
jest także archeologia podwodna na całym wybrzeżu, dzięki której gromadzimy zabytki pomocne w studiach z zakresu: historii okrętownictwa, żeglugi, żeglarstwa i wychowania morskiego.
- A co z
popularyzacją tematyki morskiej?
- Popularyzujemy sprawy morskie nie tylko na terenie naszego województwa, ale i w skali całego kraju, gdyż mamy status centralnego muzeum, czyli de facto,
narodowego muzeum morskiego, bo tak nas za granicą odbierają. Mamy rozległe kontakty z muzeami morskimi na świecie. Jesteśmy członkami kilku stowarzyszeń międzynarodowych. Uczestniczymy w programach
finansowanych przez Unię Europejską. Już od paru lat mamy doświadczenie w tego typu współpracy, gdzie pewne programy badawcze i popularyzatorskie były realizowane przez nasz zespół, a finansowano je ze
środków unijnych. Przykładem jest międzynarodowe muzeum morskie, które można zwiedzić dzięki łączom internetowym. Powstało ono z inicjatywy Niemieckiego Muzeum Żeglugi w Bremerhaven przy udziale Muzeum
Morskiego w Bilbao, Muzeum Marynarki w Lizbonie oraz Centralnego Muzeum Morskiego. W dziewięciu językach można poczytać o prezentowanych zbiorach, zapoznać się z odtwarzaną przy eksponatach narracją. Tak
więc, o naszym muzeum może sobie przeczytać również Bask czy Włoch, natomiast polscy internauci mogą obejrzeć informacje np. o zabytkach żeglugi baskijskiej w Bilbao. Jest to jeden z programów, w którym
uczestniczyliśmy.
- Czy teraz łatwiej będzie starać się o kolejne granty unijne?
- Na pewno łatwiej, bo w większych kwotach, będą one dostępne na realizację dużych zadań. Dotychczas
nasze muzeum było tylko uczestnikiem, natomiast prowadzącym grant było muzeum z państwa unijnego. W tej chwili będziemy mogli dobrać sobie partnerów lub sami wystąpić o pewne środki. Już to uczyniliśmy.
Liczymy też na pomoc Ministerstwa Kultury, które obiecało nam przyznać niezbędny wkład. Np. jednym z projektów, który chcielibyśmy zrealizować, jest rozbudowa kompleksu przy Żurawiu, polegająca na
modernizacji i rozbudowie dawnego budynku po ciepłowni miejskiej, nazywanego budynkiem składu kolonialnego. Po sąsiedzku mamy parcelę przylegającą do hotelu Hanza i na niej powstałaby część nowego
obiektu. Planujemy w nim utworzyć Centrum Edukacji Morskiej, w którym prowadzilibyśmy zajęcia z młodzieżą oraz różne inne działania propagujące sprawy morskie. Jest to pilne zadanie, gdyż nasz zespół
spichlerzy na wyspie Ołowiance został zaadaptowany do potrzeb ekspozycyjnych sprzed 30 lat, natomiast obecnie przed muzeami stawiane są znacznie szersze wymagania.
Planując dalszy rozwój muzeum,
projektujemy i inne nowe rozwiązania, jak chociażby założenie nowych oddziałów. Chcielibyśmy, na przykład we Władysławowie, utworzyć Muzeum Archeologii Morskiej. Myślę, że pojawia się teraz szansa
stworzenia dużego i atrakcyjnego muzeum morskiego, w którym zaprezentowane byłyby wraki dawnych łodzi i statków oraz ich wyposażenie. Ponadto, mam nadzieję, że w niedługim czasie powołamy oddział Muzeum
Zalewu Wiślanego w Kątach Rybackich. Wójtowie zaprosili nas, udostępniając w porcie obiekt po dawnych warsztatach szkutniczych. Na raziefunkcjonujemy tam tylko w sezonie letnim.
- Czy Centralne
Muzeum Morskie jest znane w kraju?
- Tak, ponieważ jedną z naszych ważnych funkcji, do której przykładam wielką wagę, jest integrowanie w skali kraju muzeów wokół tematyki ochrony dziedzictwa
nadwodnego, a więc nie tylko morskiego. Co dwa lata, w maju, organizujemy w różnych miastach krajową konferencję muzealnictwa morskiego i rzecznego. Dwa lata temu byliśmy nad Wartą w Gorzowie, gdzie
powstało Muzeum Warty. W tym roku byliśmy w Tomaszowie Mazowieckim, gdzie jest skansen rzeki Pilicy, założony, podobnie jak nasze muzeum, przez grupę entuzjastów wspieraną przez lokalne władze. Mieliśmy
na konferencji wspaniałą frekwencję. I to jest też nasza rola propagowania idei ochrony dziedzictwa nadwodnego. Jesienią planujemy zorganizowanie konferencji poświęconej dziedzictwu techniki. Oczywiście,
będziemy dążyli ku popularyzacji zabytków techniki morskiej. Ponadto, mniej więcej co drugi rok, organizujemy jedną, dwie międzynarodowe konferencje. W ciągu tych minionych kilku lat mamy za sobą kilka
bardzo dużych przedsięwzięć. Rekordowym pod tym względem był zjazd muzealników morskich z wielu krajów świata, połączony z równocześnie organizowanymi modelarskimi mistrzostwami świata. Łącznie gościliśmy
ponad 300 osób z 26 państw.
- A czy zamierzacie powiększyć swoją muzealną flotę o kolejne jednostki?
- Tak. Teraz jest redukcja floty rybackiej i bardzo byśmy pragnęli pozyskać
przynajmniej kuter typu B-368 lub pochodny, któryś z pierwszych "Storemów", możliwie najbardziej oryginalny, bez większej przebudowy (bo te statki w latach 70. były przedłużane). Taką jednostkę
chcielibyśmy eksponować jako element produkcji Stoczni Gdańskiej jeszcze przed zbudowaniem Sołdka. Mamy w tej chwili wytypowanych kilka takich jednostek. Prowadzimy pierwsze rozmowy z ich właścicielami.
Ufam, że jedną lub dwie pozyskamy do naszych zbiorów.
Ponadto, myślimy jeszcze o jachtach i chcielibyśmy rozwiązać problem ich ekspozycji. Przypominam, że mamy obecnie trzy jachty: Opty, Dal i
Kumkę - przedwojenny stalowy, spawany jacht, reprezentujący technologię, która zagościła w naszych stoczniach po wojnie. Muszę podkreślić, że w jego wyremontowaniu pomogła nam Stocznia Żuławy.
Chcielibyśmy przyjąć dalsze jachty, ale nie mamy odpowiedniej do tego hali, w której można by zorganizować muzeum żeglarstwa. Po prostu, jest nam już za ciasno.
- Stąd wszelka pomoc od sponsorów
jest mile widziana?
- Tak. Właściwie nasze muzeum powstało dzięki życzliwości przedsiębiorstw gospodarki morskiej i na tę pomoc liczymy także obecnie.
- Dziękuję za rozmowę.